Najpierw gdy przeczytałem wasze argumenty (Twoje i Stegana), wydało mi się że macie racje w przeciwieństwie do Betona.
Po przemyśleniu jednak, stwierdzam że wasze podejście do sprawy przypomina pojeście prowodyrów wiejskich linczów. Oto dlaczego:
O braku sprawiedliwości moglibyśmy mówić tylko wtedy, gdyby Otylia nie poniosła konsekwencji spowodowania śmierci swego brata - a konsekwencje te niewątpliwie już ponosi i ponosić będzie całe życie.
Orzeczenie winy, o którym piszesz nic już nie zmieni - zarówno ona, jak i wszyscy inni zdają sobie sprawę z jej winy. O konieczności orzeczenia winy przez sąd, by zadośćuczynić sprawiedliwości, moglibyśmy mówić tylko wtedy gdyby była ona powszechnie, a zwłaszcza przez sprawcę, kwestionowana.
U podstaw Twej postawy Starosto, nie leży dążenie do sprawiedliości, ale chęć zwykłego ujebania kogoś, kto popełnił błąd. Zastanawia mnie, czy gdyby to Twoja żona znalazła się w takiej sytuacji, byłbyś równie gorliwym zwolennikiem wymierzenia sprawiedliwości.
Moim zdaniem niewątpliwie powinna zostać osądzona, ale dlatego że takie mamy prawo, a nie by wymierzyć sprawiedliwość.