Taki trochę wspinaczkowy nazizm. Czy podejście na zasadzie "zakazujmy, zabraniajmy, wykluczajmy" to nie jest przypadkiem droga do nikąd i źródło kolejnych problemów? Czy służby wyznaczone do egzekwowania zakazów nie miałyby przypadkiem tego w dupie? Policja w skałach sprawdzająca legitymacje? Myślę, że skończyłoby się jak z maseczkami w pandemii. Edukacja świeżo upieczonych wspinaczy, uświadamianie ich o historii wspinania i wpajanie szacunku do miejsc i ludzi związanych z polskim wspinaniem byłyby sto razy łatwiejsze do zorganizowania i dałyby sto razy lepsze efekty. Jeśli dla kogoś patologie "środowiska" wspinaczkowego to taki kluczowy problem to można zawsze przestać obijać drogi i zacząć usuwać asekurację tam gdzie da się chodzić na własnej.