Tak na marginesie ostatnich tragicznych wydarzeń na K2, nie sposób oprzeć się pewnej refleksji. Kiedy 16 stycznia grupa Szerpów z marszu, nieomal od niechcenia, trzymając się za ręce i ze śpiewem na ustach, zdobyła K2, niejeden mógł pewnie pomyśleć, że ta wieloletnia walka o wejście zimą na K2 była mocno przereklamowana i że właściwie każdy, kto tylko będzie miał trochę szczęścia i trafi na "okno", może to powtórzyć. Rzeczywistość jednak szybko i brutalnie zweryfikowała te wyobrażenia. W ciągu kilku ostatnich tygodni zginęło 5 osób (wśród nich również bardzo mocni zawodnicy), co potwierdza, jak niezwykłym wyczynem było to wejście z 16.01, zrealizowane w świetnym stylu, bezpiecznie i bez żadnych strat.
Pokazuje to również jaka przepaść - dosłownie i w przenośni - dzieli dzisiaj czołówkę szerpańskich himalaistów i resztę świata, przynajmniej jeśli chodzi o tzw. himalaizm eksploracyjny (w himalaiźmie sportowym te proporcje byłyby pewnie trochę inne, głównie jednak z tego powodu, że Szerpowie himalaizmem sportowym się nie zajmują, albo w bardzo niewielkim stopniu).
Z tej perspektywy widać też wyraźnie jakim ryzykiem byłaby wspinaczka zimą na K2 dla kompletnych amatorów, jakich w tym roku w bazie pod K2 nie brakowało.