można by to określić "niezwykłe przygody turysto-taterników podczas wyprawy z Piątki do Moka",
kilka kwestii mnie nurtuje:
po jakiego grzyba będąc w okolicy Wodogrzmotów, po ćmoku i mając 30 min. do Palenicy, radośni chłopcy obierają przeciwny azymut i brną ceprostradą po kostki w śniegu do Moka? Jest to o tyle intrygujące, że każdy mniej lub bardziej rozgarnięty osobnik, trochę poruszający się po Tatrach wie, że obłożenie jest tam pełne. Nie oznacza to jednak, że drzwi są zamknięte, ja takowych nigdy tam nie zastałam i nawet raz zdarzyło mi się korzystać w owym miejscu z gleby, bez żadnych problemów.
W Moku byli o 20.30, na Palenicę dotarliby około północy - no muszę przyznać rekordowy czas, ale na szczęście uratował ich dobry człowiek z Włosienicy (i chwała mu za to).
Moja rada na przyszłość jest taka (nie jestem ekspertem więc mogę się mylić): najlepiej wcześniej przygotować strategię bezpieczeństwa własnego podczas kolejnej takiej wyprawy, czyli zadzwonić i zapytać czy są ewentualne miejsca i na co można liczyć, a żeby być przygotowanym ekwipunkowo, czy taktycznie na ewentualne niespodzianki - udać się na kurs turystyki zimowej, tudzież inne...
cdn.?
Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2017-11-29 19:27 przez Klaudia Szlifier.