Z moimi zacząłem się wspinać jak miały 5-7 lat. Potem po parę wyjazdów w skałki z Synkiem, z Córuchną sporadycznie.Teraz mają odpowiednio 26 i 24. Zaręczam, że wynikła z pokrewieństwa więź jest gwarantem pełnego bezpieczeństwa. Paradoksalnie jak sięgnąć w przeszłość to najbardziej kontuzjogenne
były dojścia pod skałę albo urazy podczas zabawy pod skałą. Nigdy nie miałem parcia na zbyt ambicjonalne
podejście do wspinania, od początku chodziło mi o rekreacje. Ważne dla mnie było maksymalne urozmaicenie
wyjazdów, tzn. i wspinanie i zjazdy i turystyka w okolicach grup skał. Największy problem dla mnie to granice handikapu na który można pociechą pozwolić. Syn od najmłodszych lat momentalnie reagował na
wszelkie rodzaje pomocy typu blok czy próby wciągania. Córuchna jako dziecko wspinała się tak siłowo,
że ojcu aż w plecach trzeszczało :). Przy okazji wyjazdy wspinaczkowe to świetny sposób przyswajania
dzieciom wiedzy typu geologia, ochrona środowiska, dietetyka, czy też, w przypadku obecności zespołów
złożonych z młodych ambitnych a mało cierpliwych na rozszerzanie zasobów słów z języka polskiego.
Reasumując, moje pytane o najfajniejsze chwile dzieciństwa i wczesnej młodości unisono wskazują na te
wyjazdy. A teraz pewno niedługo zaczną zakładać na forum wątki typu "Geriatria we wspinaniu", albo "Laska czy kijki trekkingowe do podejścia dla seniora"
Pozdrawiam Romek Stępniewski