Pamiętam jak nas instruktor uczył. Najpierw wpinasz się do haka nie ważne jaki jest, a potem ewentualnie dokładasz coś swojego. Kolega na kursie nie wpiął się w starego haka, którego miał przed sobą tylko walczył z założeniem kości. Pech chciał, że w tym momencie wyjechał. I tak miał szczęście bo skończyło się tylko rozciętą nogą.