Hej,
Tak sobie czytam niezobowiązująco i w myślach przyznaję rację "doktorowi Olgierdowi"..
Z małym uzupełnieniem:
Przyśpieszenie samo w sobie to pikuś, natomiast jego pochodna - p r z e c i ą ż e n i e, szczególnie hamujące - to już poważna sprawa.
Nie jest to takie niewinne, jak pisze Marheva, choc z jednym na pewno ma rację - ważny jest czas (ten "mityczny" ułamek sekundy).
Co prawda ponoć człowiek- konkretnie szwedzki kierowca wyscigowy Kenny Brack w 2003 roku, przeżył przeciążenie 214g (to znaczy tyle zarejestrował przyrząd w samochodzie, nie wiadomo ile naprawdę zadziałało na ciało kierowcy) - rehabilitował sie "tylko" 18 miesięcy, ale nigdy nie wrócił do pełnej sprawności.
Istotny jest też kierunek przeciążenia w stosunku do osi człowieka - według NASA mało kto jest w stanie przezyć przeciążenie 14g-17g spowodowane przyśpieszeniem bocznym.
Zresztą, normy dla lin wspinaczkowych opierają sie na prostym założeniu, że przeciążenie wzdłuż osi kręgosłupa nie powinno przekroczyć niż 15g (stąd maksymalna siła uderzenia to 12 kN = z prostego wyliczenia "Wspinacz o masie 80 kg i przeciążenie 15g, czyli 80 x 15 = 1200)
Pozdrawiam,
Włodek.