$więty Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Posiadam zestawienie (zebrane wespół z Lochnessem) zawierające ponad 400 wypadków
> śmiertelnych polskich wspinaczy licząc od przedwojny. Okazuje się, że zgon w trudnościach
> i stromiźnie jest rzadkością.
Globalnie wypadki są najczęściej w nienajtrudniejszych miejscach - to jest dość oczywiste.
Sporo jest wypdaków w ogóle w zejściu. Także lawiny na przewieszonych ścianach nie
są groźne, a sporo jest lawinowych, albo w szczelinach. Poza tym znany jest efekt, że po przejściu
trudnego miejsca następuje znaczna dekoncentracja, etc. etc.
Z tymi statystykami trzeba jednak uważać. 400 zdarzeń to nie jest dużo, a co ważniejsze,
są to zdarzenia, jak mniemam, bardzo zróżnicowane -- letnie i zimowe, Tatry i Himalaje,
wyczynowe i rekreacyjne.
Żeby ocenić ryzyko trzeba by normalizować liczbę wypadków przynajmniej
do liczby uprawiających dany rodzaj górołażenia, a najlepiej do liczby przechodzonych
"dniówek". Dopiero wtedy możnaby ocenić realne "ryzyko wycieczki" dla danej
kategorii/rodzaju górołażenia.
Przykładowo, w międzywojniu było mało wypadków wspinaczkowych w Tatrach (ok. 20).
Ale bardzo niewielu ludzi uprawiało taką zabawę i ubiła się znaczna ich część.
Przy tym raczej żaden z tych wypadków nie wygląda na wypadek "ekstremalny",
w wielkich trudnościach (może poza Leporowskim ze względu, że szedł on solo-free).