W Madrycie jest pelno 'ogolnodostepnych' bulderow, ale szczerze mowiac ja za nimi nie przepadam.
Sa dosc popularne wsrod studentow, bezrobotnych etc, wiec ludzi tam zawsze jest sporo - ale jest pare "ale":
- takie baldy sa albo 'na dziko', czyli betonowe chwyty podokrecane do mostow etc - czyli partyzantka, albo sa zarzadzane przez uniwerek, dzielnice etc - czyli teoretycznie ktos za to odpowiada: patrz nastepne punkty;
- na wolnym powietrzu wszystko sie syfi, materace zamakaja, dra sie, sraja ptaki etc - do tego w Polsce dojdzie czynnik wandalizmu - ergo, po roku, dwoch pare rzeczy bedzie do wymiany i pojawia sie problem kto ma za to zaplacic;
- z powyzszego wynika, ze takim bulderem trzeba sie zajmowac i klasc srodki na jego utrzymanie. Poza tym warto co jakis czas zmienic uklad chwytow etc - i musi to robic ktos "atestowany", nie mozna tego zostawic publice, bo potem dziecko sie spierdzieli przez luzny chwyt i jest problem - a procesy sa ostatnio w modzie - ergo: nie jest to inwestycja jednorazowa i najlepiej wlaczyc to w jakas istniejaca instytucje
- bald na ktorym nic sie nie zmienia przez lata, oprocz okazjonalnie urwanego chwytu, traci swoja wartosc treningowa - wiec na konkretne ladowanie raczej sie nie nadaje, zeby zachecic ludzi, to moze i owszem, ale z kolei obsrany przez ptaki i osikany przez psy moze raczej odstraszac.
- jak przy wszystkich ogolnodostepnych konkstrukcjach, problemem jest poziom spoleczny, o ile w Hiszpanii takie rzeczy nie ulegaja wandalizmom i nikt w nocy nie odkreca chwytow lub nie rozpierdziela lomem plakietek, to w Polsce pewnie to ryzyko jeszcze istnieje.
- przy wszystkich konstrukcjach teg typu, problemem jest odpowiedzialnosc cywilna. Podejrzewam, ze jesli miasto daje srodki, to rowniez musi zapewnic bezpieczenstwo obiektu, a to oznacza nadzor uprawnionych osob etc... Widmo pozwow za skrecone kostki i powybijane zeby skutecznie ich pewnie odstraszy - nie jestem pewien czy tabliczka 'wspinasz sie na wlasna odpowiedzalnosc' cokolwiek zalatwi...
Pozdro
RS