Intencje zazwyczaj są dobre, ale bywa, że czas i miejsce nie te :). Wracając do meritum bardzo mnie cieszy, że pojawili się a właściwie wyrośli w naszym środowisku tak dobrzy wspinacze. Dzięki ich doświadczeniu w pokonywaniu trudnych (o uznanych i zweryfikowanych trudnościach) dróg, ktoś "światowy" może prześwietlić nasz grajdołek. Co do kucia i innych (nie tylko naszych) specjalności, to nie brak umiejętności, ale raczej brak wyobraźni i cierpliwości (jak słusznie napisał Mysza) spowodował tę sytuację. Tak się zdarzyło, że w latach osiemdziesiątych i na poczatki dziewięćdziesiątych atakowałem kilkadziesiąt kawałków skały (także z dolną, ale w większości na wędkę) gdzie do przejścia bardzo niewiele mi brakowało, ale jednak brakowało. Nie ja jestem autorem tych przejść, a niewielkie skubnięcie pozwoliło by mi je wpisać do kajecika. A możesz mi wierzyć, że były to linie zacne. Nie wiem, czy autorzy posiłkowali się żelazem, czy po prostu byli lepsi, bardziej cierpliwi itd. Jedno jest pewne, to oni zapisali się w annałach. Być może ta pokusa zmuszała ludzi do pośpiechu. A najważniejsze, że nigdy nie dowiemy się co straciliśmy. Pozdrawiam: Kuchar.