McAron:
> Rozumiem cięcie kosztów, ale pisanie o tym w
> największej górskiej gazecie, i to na stronie
> sąsiadującej z pochodzącymi od lokalsów
> informacjami o zakazach i krytycznej sytuacji
> wspinania w regionie - to już przegięcie.
Mam mieszane uczucia Komi. Jako osoba pośrednio uwieczniona w tekście cytowanego powyżej Andrzeja Mirka jako autor fejkowego poradnika E. i M. Druńscy "Cztery sezony w krzonie" mam o krzonowaniu niejakie pojęcie, bo spędziłem w krzonie znacznie więcej niż cztery sezony, a przeliczając na osobodni więcej niż cztery lata.
Krzonowałem w rejonach o różnym reżimie (również w takich gdzie obowiązywała pełna konspira) i mogę podsumować, że nie definitywnego potępienia krzonowania nam trzeba, tylko lepszego wychowania. Z cytowanej trójki kalankowych bywalców (Miras, Ruda i Mateusz Haładaj) wszyscy są prawdopodobnie kuturalnymi krzonowiczami i nie sądzę, że trzeba ich w czambuł potępiać, jako kalających Kalanki. Zdanie swoje opieram na tym, że z Mirasem współkrzonowałem (wiele razy), z Rudą pracowałem w jednej brygadzie (ze względu na to, że kobietom nie wypomina się wieku, nie mogę napisać ile lat temu to było), a Mateusz sprawia wrażenie bardzo elokwentnego gościa, a tacy nie bawią się w żulerkę, jakiej trzeba się potem wstydzić.
Podsumowując - będę zawsze fanem kulturalnego krzonowania - oczywiście nie chamstwa i syfiarstwa, którą część krzonujących Polaków uprawia. Z całą pewnością będę odradzał krzonowanie jedynie w Wenezueli - kosztowało mnie to utratę większej części przenośnego majątku i trzy rany cięte od maczety na nodze (na szczęście płytkie, choć bliznę na pięcie mam do dziś).
A nawiązując do artykułu w "Górach" - przed inkryminowanymi "wspominkami" być może zabrakło krótkiego komentarza redakcji, co mogło spełnić jakże pożądaną wychowawczą rolę.
m.b.