Po zrobieniu serii zdiec dla sponsora, fotograf zjechal do podstawy sciany.
"Nigdy wiecej" powiedzial i udal sie w strone wawozu wyjsciowego. Byl to jego pierwszy raz na linie. Zostalismy sami. Droga ciagle nie puszczala. Zwiazalem sie lina wiedzac ze i tak pierwszego przejscia nie zrobie. Lot, jeszcze jakies cztery metry przed cruxem. Ciesze sie ze przynajmniej tam dolazlem. Zjazd. Ochlodzilo sie. Richard zalozyl dodatkowy podkoszulek, taki z kapturem. Smiesznie wygladal.
"Jeszcze jedna proba i idziemy do namiotow" powiedzial.
"Nareszcie" pomyslalem.
Szedl sprawnie. Kazdy ruch dokladnie rozpracowany i zapamietany. Od krawadki do krawadki i juz byl w trudnosciach drogi. Bez wiekszego przekonania wstrzelil sie w enigmatyczne dla mnie kombinacje rychow. O dziwo, pionowa ryska na koncowki trzech palcow lewej reki tym razem go nie wyplula. Wpial ekspresa i nim reka calkowicie mu wyjechala, zlapal sie kolejnego chwytu.
"Fuck, I feel sick" dotarlo do mnie.
"Shut up and climb" krzyknalem czujac powage momentu. Jak on droge zrobi juz nigdy nie bede go musial asekurowac w tym odludnym miejscu. Widac bylo ze Richard jest zdenerwowany. Mial trudnosci z magnezjowaniem gdyz ten nieszczesny podkoszulek z kapturem zaslanial woreczek. Reszta drogi to juz formalnosc ale bal sie ja spieprzyc. By za bardzo sie nie meczyc nie wpinal niektorych ekspresow. Potem tylko lancuch i ryk radosci.
Bylo to w 1991 roku. Wspinacz Richard Lord. Droga Jabberwocky. Pierwsze 33 w RPA. Todd Skinner nie dal jej rady.
PS Droga ma obecnie 32. Stefan Glowacz znalazl inna kombinacje. Richard gra w golfa a w RPA do tej pory niema 9a (36?). Moze by tak Lukasza wyslac?
Keraj - jedyny swiadek tego zdarzenia.