To oświadczenie jest conajmniej dziwne i stoi w sprzeczności z tym co jest na tej samej stronie we wcześniejszych newsach.
Napisano najpierw:
"Piotr Lilla i Andrzej Mandrysz dostali zadanie ewakuacji Irka Wolanina do bazy. Zajmie im to 2-3 dni. Akcja poszukiwawcza trwa nadal."
i
"Marian i Arek utknęli w obozie na 6700 i jutro jak się poprawi pogoda planują powrót, który w ich przypadku potrwa dwa dni ze względu na wysokość oraz zmęczenie długim przebywaniem na takiej wysokości."
A potem:
"Z docierających do nas z kraju informacji wynika, jakoby część członków wyprawy wymagała specjalnej pomocy przy zejściu - była w złym stanie zdrowia itp. Wiadomości te są absolutnie nieprawdziwe. Wszyscy pozostali członkowie tej wyprawy jak i działających tutaj innych wypraw polskich są zdrowi i bezpieczni."
Z tego co wiem, informacje o zagrożeniu innych uczestników wyprawy podawane przez media pochodziły właśnie ze strony wyprawy. Koledzy więc mają pretensje sami do siebie.
We wszystkich wcześniejszych newsach zapewniano (patrz strona wyprawy "Pik Korżeniewskiej Zdobyty" i in.), że Apanasewicz był na szczycie a z oświadczenia wynika, że drugi zespół schodzący ze szczytu nie spotkał już podchodzącego Apanasewicza :-0 WIĘC SKĄD PEWNOŚĆ ŻE BYŁ NA SZCZYCIE ?? Albo miał radio, albo były tam jeszcze zespoły innych wypraw? Jakich? ???? Jakie były ich relacje ??? Gdzie widziano/słyszano go ostatni raz??
[
www.pamir2008expedition.pl] [albo nie był na szczycie, wtedy....:-0]
No i z oświadczenia wynika, że jeden ze schodzących złapał biwak - został sam!!!. Kto? Z której wyprawy? Nie wiemy !!!
To pomijanie nazwisk w oświadczeniu nie jest w porządku.
Z relacji na stronie wyprawy można wyciągnąć wniosek że Apanasewicz i jego partner poszli na szczyt bez aklimatyzacji (tzn. bez ani jednego wyjścia aklimatyzacyjnego) - z bazy prosto na szczyt. (Pozostali chyba też)
Wejście na wierzchołek, śmiem twierdzić, odbywało się w stylu "NA KOLANACH" albo "czołgając się" - brak aklimatyzacji -
- na szczycie byli o 18.30 i później - czyli b.późno !!!! a to zaledwie 700 m różnicy poziomów (wyszli o 8.00 - też późno) - szli ponad 10 h b.długo - z góry można się było spodziewać, że będzie źle - schodzili zapewne po ciemku (mieli latarki?Wiemy że z tym bywa różnie). Koledzy poszli na całość. Czy ten szczyt był tego wart?
Ja tam swięty nie jestem, różne jaja w górach też wykonywałem, ale to co powyżej nie wygląda dobrze. Piszę o tym dlatego, że mnie to w jakimś sensie dotyczy bo media i mnie "napadają" potem z trudnymi pytaniami o "etykę w himalaiźmie". Poza tym to nie była amatorska wyprawa - tylko klubu zrzeszonego w PZA - wszyscy uczestnicy mieli doświadczenie, byli wcześniej na Cho Oyu, Evereście, itp., więc....?
Zmieniany 2 raz(y). Ostatnia zmiana 2008-08-08 11:03 przez artur hajzer.