SOLO MACHINE -opowiadanie

24 maj 2007 - 10:41:17
Do porażki życiowej człowieka, przyczynia się jego wada, duma oraz próżność, której człowiek sam nie jest w stanie pokonać.



ABEND - To jak rytm muzyczny, kolejność sekwencji, przebieg zapisany na liniach pięciolinii, pokonuję w stylu najbardziej klasycznym jedną z tak zwanych dróg kursowych. Za chwile sforsuję pipanta – odstrzelony blok granitu górujący trzydzieści metrów nad czubkami świerków. Potem wyminę tych wspinających się z liną i stanę boso na platformie szczytowej Krzywej Turni.
Jestem w Górach Sokolich, po przeciwnej stronie Kotliny Jeleniogórskiej znajduje się Perła Zachodu z wytyczonymi przeze mnie ascetycznymi liniami w granitognejsie. Być może ktoś w tej chwili podobnie jak ja gdzieś tam w Muszli koncertowej, wymachuje rękoma, być może zaczyna dopiero przygotowywać się do pokonania najtrudniejszej połaci ściany. Próbuję pomnożyć to przez Tatry, Dolinki Podkrakowskie, Hejszowinę, Boux, Franken Jurę... .
Nie ważne gdzie jak i dlaczego, tylko łoić, łoić i łoić.

Rynek:
ANDRZEJ – Stonka, gdyby nie ona, całkiem przyjemnie robiłoby się zakupy na miejscowym bazarze.

ANDRZEJ - Potrzebuję włoszczyzny, główkę czosnku, paczkę kogutków i błagam panią! Niech pani się pospieszy, czas to pieniądz!
SPRZEDAWCZYNI - Panie Andrzeju robię, co mogę.
ANDRZEJ - Chleb jest, margaryna jest, cebula?
SPRZEDAWCZYNI - Widzi Pan, jaka pogoda, niby słońce świeci, a zimno, ale w sobotę ma być 18 stopni...
ANDRZEJ - Dobrze, że o tym pani wspomniała muszę jeszcze puścić totolotka.

ANDRZEJ - Ach ten mój syn – Wzdycha kierując się na drugą stronę ulicy – Mógłby, choć trochę wspomóc ojca, a nie tylko ciągle jakieś tam pierdoły w jego głowie. Do roboty mu się nie chce iść, do żeniaczki też mu się nie spieszy..., I czemu się pchasz pod nogi babo!
Gotuj mu obiady jak frajer, bo sam sobie nie zrobi. Nawet recepty na nowe okulary człowiek nie może zrealizować, tylko karm darmozjada!


ABEND - Granit, piaskowiec, węglan wapnia! Pierwszą moją asekuracją był sznur żeglarski długości trzynastu metrów, karabinek holowniczy oraz uprząż strażacka. W ten sposób mogłem przełamywać bariery psychiczne wspinając się z Mariuszem między innymi na Jeleniej Skale. A wcześniej oczywiście wchodziło się na rozmaite skałki, a to w Karkonoszach, a to w Rudawach lub kontynuowało wspinaczkę ze złamaną ręką na tatrzańskiego Kościelca.

Kolektura lotto:
ANDRZEJ - O widzę jest nowy biuletyn systemowy?
KRYSIA - Tak panie Andrzeju majowy.
ANDRZEJ – Biorę.
KRYSIA - A kuponĂłw ile?
ANDRZEJ - A niech będą trzy!
KRYSIA - Chybił trafił, czy skreśli pan sam?
ANDRZEJ - Pani Krystyno sprawa się trochę komplikuję, muszę wyskoczyć na około godzinę, mogłaby mi pani w tym czasie przetrzymać te dwie torby z żywnością, mam coś ważnego do załatwienia, kupony wezmę z sobą.
KRYSIA - Znowu jakieś kombinacje?
ANDRZEJ -Wie pani, nie ma zlituj, sam muszę wszystko robić.
KRYSIA - Nie jest pan taki stary, aby żyć samotnie.
ANDRZEJ - No nie, ale gdzie mi tam do powtĂłrnej Ĺźeniaczki.
Chyba, że pani składa mi ofertę?
KRYSIA - Ależ panie Andrzeju, niech pan już bierze ten biuletyn i przychodzi za godzinę, popilnuję siatek.


ABEND - Nasz ogródek wspinaczkowy,ściany, rajbungi, przewiechy, kominy, rysy, pipanty, okapy, odstrzelone formacje, dachy iglice, filary...
Bar piwny:
ANDRZEJ - liczby, od nich niemal wszystko zależy! Gdyby pani Krysia zdawała sobie sprawę, dlaczego musiałem zostawić u niej te torby, gdyby barman, u którego od niepamiętnych czasów zamawiam piwo rozumiał, że nie do końca jest tak, jak mu tłumaczę, że owszem mam pieniądze, ale zarządzam nimi jak dupa, nie siedziałbym teraz przy tym stoliku, nie byłoby tak przyjemnie, a nawet piwo, kolejne szklanki tego napoju nie smakowałyby tak dobrze. Lepiej jest myśleć, że wszystko się uda, lepiej jest dawać ja „idealne”. Tak wyprzedzam Lice, mimo tego, że jest właścicielem tej knajpy. Nie chcę myśleć ile już czasu spędziłem w TESCIE? Ile jeszcze upłynie zanim będzie mi dane znaleźć odpowiedni system. Miota się we mnie irytacja, gdy widzę, jak jego dzieciak opierdziela się w kelnerowaniu! Gdybym trafił szóstkę nie zobaczyliby mnie tu! – Andrzej skreśla kupony totolotka. - Szesnaście, siedemnaście. Pod rząd. Dwadzieścia cztery, tyle ile lat ma Adam. Osiem, czterdzieści jeden i..., No wreszcie nadchodzi wydaje mi się.., Ten szczeniak chyba coś podejrzewa.

BARMAN – I jak Andrzej płacisz?
ANDRZEJ – Odfajkuj proszę.
BARMAN – Zeszyt, gotówka?
ANDRZEJ – Na krechę. Do końca miesiąca na bank oddam.
16,17,24,8,41 i - Andrzej liczy szklanki wypite i niedopite – Krew jego dawne bohatery, imię jego 4!


ABEND - Techniki: klasycza – trzech punktów oparcia, znaczy się albo stoisz na dwóch nogach, jedną ręką się trzymasz, a tę drugą masz wolną lub zwalniasz jedną z nóg, aby wydźwignąć się wyżej, a ręce jak na drążku kurczowo trzymają się chwytów. Zapieraczka – sprawdza się w rozmaitych kominach i przerysach. Technika klinowania, polegająca na wkładaniu dłoni, nóg, palców, a nawet jak trzeba głowy w rysy i szczeliny - czasem bolesna niesamowicie. Forsując rozmaite filary i kanty sprawdza się technika odciągu i techniki dynamiczne, strzały, balans, dead point, to już w formacjach przewieszonych dachy okapy etc.! Jak drapieżnik, patrzę z góry na wszystko. Przez Dolinę Bobru mknie z prędkością 20 kilometrów na godzinę pociąg z Wojanszyngtonu, do San Fran Trzcińska lub odwrotnie z Wrocławia do osady pod Sokołami.
Sukces to, jak mawiał Artur Rubinstein - dwadzieścia procent talentu i osiemdziesiąt procent pracy. - PKP niknie, pełzną już w górę potencjalni rywale ich garby wypełnione linami, rozmaitego rodzaju szpejem, dobrze ich widać, Większość to, studenci, wybierający w zastępstwie basenu, czy siłowni zajęcia na ścianie wspinaczkowej. Będą z nich charty, przez pięć sześć lat z groszami, aż przyjdą kolejni i tak do końca świata, do końca życia uczelni wrocławskich. Ktoś będzie spieszył się na pociąg, a potem dźwigał plecak w kierunku taboru. Ośrodek Szkoleniowy Polskiego Związku Alpinizmu wszystkich pomieści. Krzątają się, jedzą śniadanie, wychodzą w skały. Tak się wszystko kręci...


Taborysko:
ADAM - Instruktorze! Te „Pod Zjazdem”, to trudna droga?
RUFIO – Nie, bardziej parametryczna niż trudna.
ADAM – Ja bym chciał jakiś progres.
RUFIO – Progres, to masz tu dookoła żebyś widział jak ten, tabor kiedyś wyglądał i co się tu działo, a jakie postacie tu przyjeżdżały aż się łezka w oku kręci, teraz to tu jest elegancko jak na zachodzie, owszem udogodnienia są, ale to już nie ten sam klimat. Komercha, po prostu komercha
ADAM – 24,8,41 To znaczy?
RUFIO – Wymyjesz naczynia i idziemy w granit patentować taką lajt siłówkę.
Co ją każdy Man po śniadanku powinien trzaskać.
Ja idę na chwilę do sklepiku po batona.


ABEND - Adam! - Pierwszy człowiek, z takim potencjałem, kiedy patrzę na takich jak on.Miło jest pomyśleć, że będzie wbrew wszystkiemu zwycięzcą. Okoliczności mają niewiele wspólnego ze stanem duszy. To raczej duch, jakiemu się oddajemy wpływa na wszystkie nasze działania. Jeśli w jego umyśle, jest choćby cień wątpliwości, samo zacięcie nie starczy.
Jeśli chodzi o tabor rzeczywiście, położony jest w dobrym miejscu. Można tutaj dotrzeć z Trzińska i Bobrowa. Wynająć domek lub rozbić namiot na specjalnie przygotowanych podestach, na miejscu jest sklep, można coś zjeść, wypić piwo, zaopatrzyć się w sprzęt...


Tabor:
MACIEK; zarządzający taborem – Witajos! A z kim to się jadło śniadanie?
RUFIO – A taki tam początkujący chłopaczek.
- Obaj spoglądają w kierunku Adama myjącego naczynia.
MACIEK – znaczy się Świeżak!
RUFIO – Co masz tam z żarełka!
MACIEK – Tylko, to, co widać.
RUFIO – No to cola i snikers.
MACIEK – A może ten twój pupil porąbałby dla mnie drewna na wieczór, chłopaki jak za starych dobrych lat planują imprezę.
RUFIO – Ciebie, to zawsze żarty się imają.
MACIEK – Wyrobisz się do dwudziestej?
– Bierze siekierę w rękę.
RUFIO – Jak dobrze pójdzie.
MACIEK – O idzie ten Twój... .
- Do rozmawiających podchodzi Adam. Przedstawia się i patrzy się podejrzanie na Maćka trzymającego w ręku siekierę.

ADAM – Dzień dobry!
MACIEK – Wyluzuj chłopie.
RUFIO – My tu wszyscy mówimy sobie cześć, albo po imieniu.
MACIEK – No chyba, że ktoś ma ksywę.
ADAM – Adam, dopiero zaczynam się wspinać.
MACIEK – Kiedyś trzeba zacząć kolego;
wspinaczka zmienia ludzi na lepsze!
- To, co RUF widzimy się na ognisku?
- Maciek podchodzi w kierunku pniaka z siekiera w ręku.
Rufio wyciąga się i ziewa ostentacyjnie.

RUFIO - Takie Ĺźycie! Tylko...
- Maciek rąbie drwa.


ABEND - Jest szereg skal definiujących, trudności. Grafik francuski 9a, UIA XI, 5.14 c,
Ameryka, Niemcy, Wielka Brytania, a u nas Tatry i krakowska VI. 7+! Podałem prawie maksymalne osiągi, te słabe nikogo nie interesują.


Wędrówka:
RUFIO – Na górę prowadzi kilka dróg, zależy gdzie chcesz iść: Tępa, Sukiennice, Krzywa czy Jastrzębia. Najlepiej jest walić, tak jak idziemy teraz. W kierunku przełęczki.
ADAM – Stromo, tutaj.
RUFIO – A co byś chciał, równiutko? Podskoczy ci trochę ciśnienie, to lepiej będziesz łoił!
ADAM – Liny są ciężkie.
RUFIO – No wybacz, ale ja już się lin w życiu nanosiłem, teraz pora na ciebie.
ADAM; W myślach – Zmiana na lepsze.
RUFIO – Za jakieś parę miesięcy będziesz tu biegał i śmiał się, że było ciężko.
ADAM – Daleko jeszcze?
RUFIO – Ty patrz lepiej na konfiguracje terenu i pytaj się o nazwy skał. Tu masz boulder Nad Ogniskiem, a z prawej wystaje Kiełek!
ADAM – Burdel?
RUFIO – Nie burdel, a boulder, dwie różne rzeczy. - Tu masz te odcięcie, jak byś niknął dla świata zewnętrznego przekraczał granicę nowego królestwa. Zawsze, to czuję w tym miejscu przy Michałach...
ADAM – Burlderach?
RUFIO - Tylko mógłby ktoś czasem tutaj sprzątnąć, aż żal patrzeć na ten syf!


ABEND - Mój trening: rozgrzewkę zaczynam od zejścia w rejon Chatki, tam rozciągam się, następnie zaczynam podciągać się na umocowanej między drzewami chwytotablicy, wkładam w rozmaitego typu dziurki całe dłonie i poszczególne palce. Wykonuję zestaw strzałów dead pointu, nogi wiszą swobodnie, a cały korpus ciała techniką nagłego zrywu transportuję do następnej deski. Podciągam się na jednej ręce; prawa, lewa. Następnie przychodzi czas na pojedyncze palce. Podciągam się po cztery, pięć razy. Trzeba było lat, aby móc wykonywać te ćwiczenia. Po tym wszystkim, przechodzę na przystawki boulderowe, udaję się w kierunku Stodoły, tam mam rozwieszoną do balansowania linę, chodzę po linie jak w cyrku, wyciszam się, skaczę na skakance, wykonuje kilka asan jogi: stanie na głowie, korkociąg, kończę całą sesję skorpionem.


OgrĂłdek skalny:
- Rufio i Świeżak porzucają rzeczywistość wchodzą w odizolowany świat środowiska wspinaczkowego, mijają persony wiszące na przedszczytowych boulderach.
ADAM – Wspinaczka zmieni mnie na lepsze.
RUFIO; Mantrycznie odpowiada niemal każdemu – Cześć Ciułacz, Cześć Kosma, a gdzie Lada?
- Kiwa głową w różne strony.
KOSMA; Z daleka – A poszła łoić „Kolory dla Koni”!
RUFIO – A!
ADAM; Nieśmiało podejmuje - Cześć, Cześć...
RUFIO – Lubię ten stukot, obijającego się metalu, tak śpiewają karabinki i ósemki.
ADAM – Tyle rzeczy muszę poznać.


- Dom Andrzeja, kuchnia:
ANDRZEJ – Imperator! Jego delikatna konsystencja i łagodny smak sprawią przyjemność najbardziej wymagającym podniebieniom. - Mistrz „Makłowicz” przygotowuje na dziś i jutro zupę śmieciową. Najpierw trzeba zagotować ziemniaki, potem pozostałe warzywa i na koniec przyprawy. - Grzej się garze, gotuj się wodo, jak się nie będziesz szybko gotowała, to cię wyłączę! A jest, co robić, obsługa kuchenna w tym czasie wypije sobie piwo. - Dobre, co? W sam raz pod tę cebule i czosnek. Myślę, że jak kogutek jest, to olejem nie trzeba już zupy krasić, będzie na następny raz. - A co się dzieje w wielkim świecie popatrzmy na katalogi: Tesz-co, Lidl, Brico Marche, Biedronka... . Rządźcie nam PiSiory nie pięć lat, a pięćdziesiąt lat nam rządźcie, czemu ktoś nowy ma przychodzić? I podkreślamy flamastrem: myjąc okna w ciągu godziny, możemy spalić 240 kcal, tańcząc – 350 kcal, zawieszając firany – 404 kcal, pływając – 470 kcal, a wchodząc po schodach aż 957 kcal!


Aktywność w skałach:
RUFIO – Dajesz, Dajesz.
Buła i Dealfer, konsekwentnie bez padaki.
ADAM; Sapie i stęka. - Nie mogę coś mi nie idzie ten „Hokej”...
CIUŁACZ – Łysy jak ostatnio łoił „Geronimo”, zmieniał te łapy podobnie, ale potem dowiesił sobie balast i poprowadził dróżkę, z dużą nadwyżka energii.
RUFIO – Zaliczka potwierdza się, nie ma jak czysta energia, szkoła Łysego 100 kg., dociążenia i dawaj na drążek.
CIUŁACZ – A co!
ADAM – Jak odpadnę, to lina mi nie pęknie?
RUFIO – Man! Nie denerwuj mnie!
CIUŁACZ – Dajesz, dajesz, Świeżak.
RUFIO, – Ale jest i druga strona medalu, co z tego, że ciągniesz z buły niemiłosiernie, wykonujesz chorągwie, ściągnięcia z jednej łapy, jak nie masz zdrowego podejścia do wspinaczki, bo masz przez adrenalinę lub sterydy zrytego bereta.
CIUŁACZ – Wiesz może coś w tym jest, z resztą ostatnio czuję taką narastającą presję w Sokołach
Wszyscy zaczynają się krzątać jak szerszenie wokół najtrudniejszych projektów.
RUFIO – I teraz pomyśl na pewno 50z tych krzątających leci na fecie lub sterydach.


ABEND - Drugą fazą jest tak zwane bieganie po pikusiach. - Magnezjuję ręce, aby się nie pociły, swobodnie wchodzę w pion. Nie potrzebne mi do tego, żadne liny, uprzęże i karabinki. Biegnę „Żubra”, na nim podwieszam sobie blachy to znaczy odważniki, „Kancika”, „33”, „34”, czasem „Biedermana” lubię „Fix Brzozę”; ta podoba mi się, przypomina rysy w Yosemite, „Lewego Nitcha”, na Dużym Sokoliku, „Kroczka” na Małym, „Rysę Totha” i tak dalej. - Teraz patrzę na człowieka, który walczy z czymś, do czego został źle przygotowany. „Hokej”, tak jak inne zwyczajności, nie ma przejścia solowego, może tak się zdecydować?


ADAM – Blok, blok odpadam!
RUFIO – Masz blokhausa.
ADAM, – Ale mnie wybrało, zbułowałem się na maksa, słabość wielka!
Adam wisi w bloku, masuje sobie przedramiona.
ABEND; Patrzy na niego, jest tuż nad nim; sam do siebie - Sprzedać mu patent na tę drogę, aby go w ścięgnach telegrafy nie łapały, a w mózgu psycha nie siadała?
ABEND – Wiesz tu można całkiem nieźle się zrestować klinując nogi pod tym odciągiem, zamiast tak zadawać z rąk, to takie zwykłe VI. 3.
- Adam patrzy na Abenda, który patrzy na niego z półki na „34”.
ADAM, – Co za poracha!

RUFIO; Z wściekłością – Men! No dajesz na dół czy rozmawiasz z psychopatami?
ADAM – Już zjeżdżam instruktorze!
RUFIO – Nie zapomnij wypiąć ekspresów z drogi!
ABEND; Pobieżnie w kierunku Adama - Biegnę w górę spojrzeć w przyszłość!
- Adam zjeżdża na dół, ściąga po drodze ekspresy, jest pod podstawą ściany,
Rozwiązuje węzły, rozmawia z instruktorem i Ciułaczem.
ADAM – To prawda, że mogłem się tam gdzieś przyklinować?
RUFIO – Już ci widzę Abend zdążył głupot nagadać.
- Adam łapczywie pije cole.

CIUŁACZ – Od Abenda, Świeżak radzę się trzymać jak najdalej, chyba, że chcesz skończyć na Powązkach!
ADAM – On jest instruktorem?
RUFIO – Na szczęście nie! Odkąd pamiętam zawsze miał nie zdrowo pod sufitem, czysta schizofrenia.
- W tym czasie Abend na szczycie Sukiennic szukuje się do przeskoku, nad Wielki kominem. Przeskakuje. Adam patrzy na to z dołu. Rufio wraz z Ciułaczem komentują przeskok

CIUŁACZ – I te jego maksymki!
RUFIO – Nic innego jak pycha i nonszalancja.
- Adam patrzy w kierunku Abenda i mówi sobie pod nosem, nie zważając na współrozmówców.
ADAM – Chciałbym być najlepszy. Być inicjatorem, nie imitatorem, udowodnić wszystkim, że nie jestem śmieciem. Móc spojrzeć ludziom prosto w oczy, przeżyć coś nie banalnego, sprawdzić się w skrajnie niebezpiecznej sytuacji!


ABEND - „Potęga Trójkątów” VI. 7 Ma już pierwsze powtórzenie autorstwa Killera. W niedługim czasie będzie ósme, dziewiąte i dwunaste... - Bardzo ważne jest mieć wizję. Zawsze zadawałem sobie pytanie, co ludzie widzą w bezmyślnym powielaniu schematów. Siedzę teraz na skale i nawet nie trzeba myśleć, wystarczy spojrzeć na połacie. Ile z tych fragmentów doczekało się przejść solowych? Korzystających z asekuracji jest wielu, są zresztą różne style, w większości ograniczające się do naśladowania innych. Porównywania się z innymi, brania ich za przykład; pokłady zazdrości, jeśli ktoś jest lepszy lub pychy, kiedy jest się silniejszym. Najgnuśniejsze w tym wszystkim jest powielanie, wszędzie jak rak pojawia się układ zwany zestawem wyjściowym. Tradycja - ci, którzy się jej poddają paplają o rzeczach, pozbawionych energii. Ktoś wspina się na tym „Hokeju”, siedem razy pod rząd, ale nie przyjdzie mu do głowy, przełom. I nie chodzi o to, żeby utrzeć nosa starej kadrze, siedzącej jak na szpilkach liczy się progres. Inny sposób myślenia!
Dopiero teraz, gdy kończy się dzień, mogę wsłuchać się w naturę. Spojrzeć jak zachodzi słońce za kotliną zwyczajnie odpocząć!


-Tabor godziny wieczorne:
- W kręgu przy ognisku siedzą postacie pijące alkohol jest w śród nich Adam.
RYŻY – Trzeba wziąć pod rozwagę, że sezon u nas jest krótszy, niż ta kiełba na patyku.
CIUŁACZ – Może i krótki, ale jak ktoś chce, to i tak może zabłysnąć, a jak nie to wiesz owszem pojedzie zagranicę, ale wylegiwać się jak foka na plaży.
RYŻY – To, co, mówisz, że kiełbasy są nie zdrowe.
RUFIO – Żresz, świński mózg wymieszany z gazetami.
RYŻY – Nie strasz, i tak nie masz mi nic innego do zaproponowania poza batonami i cola.
CIUŁACZ– Kiełba fe!
KOSMA; Z tulącą się doń dziewczyną – I co z tą Chorwacją?
LADA... – Można się tam opalać bez stanika, bo w Polsce jak się rozebrałam, to szkoda mówić.
- Fluid pali zielsko.
KOSMA – Plaże, plaże Adriatyku!
RYŻY – Zobaczcie jak to jest, ludożerka myśli, że larwy i żarcie nie idą w parze z łojeniem, a prawda jest taka, że właśnie jest odwrotnie. Kosma poznał Ladę w skałach
RYŻY; Szturcha dziewczynę - Lada pochwal się chłopakom ile teraz robisz.
LADA...; Pije piwo, wypluwa pianę z ust. – Dziś patentowałam „ Kolory dla koni”, jakieś VI.4!
KOSMA – Ona nie ma żadnych kompleksów, wspina się lepiej od niejednego faceta.
CIUŁACZ– Kiedyś słyszałem taki tekst, że jak się nie robi przynajmniej VI.3! To człowieka nie ma.
RUFIO – I tak większość leci na prochach, także zapomnijcie o tych całych deklaracjach, nominałach. Pojechalibyście w Alpy, przewietrzyć się z tego buractwa, szkoda nocy, na takie ogniska.
FLUID – O jaki mądry!
RUFIO – Ja tu w odróżnieniu od was pracuję.
FLUID– No tak, jutro przyjeżdżają kursanci
LADA... – I kursantki!
RUFIO – I po co ja z wami gadam jak wam wóda i mięcho mózg wyżera!

- Ryży je kiełbasę, Lada... Tuli się do Kosmatego, Adam spogląda na uciekającego do namiotu Rufia.
CIUŁACZ – Chorwacja jest tania, warto jechać.
FLUID – A skała, jaka?
CIUŁACZ – Podobna jak we Francji, tarcie nie najgorsze, drogi dwu, trzy wyciągowe, optymalne do rozwoju.
RYŻY – Rufio już poszedł, a ja mu chciałem pokazać nowy model butów.
CIUŁACZ; Bierze baletki w ręce. – E! Pff! One już były miesiąc temu w katalogach.
RYŻY - Ta, a teraz będą u nas w sklepie, po preferencyjnej cenie.
Się nie szkoli, ale rękę na pulsie się trzyma.
CIUŁACZ – Pakelnica zakres dróg od 6 do 9a.
Także progres, jakiego w Polsce nie uświadczysz. Domy po wojnie rozwalone także wbijasz się, spisz za zupełną darmochę. Łatwo dogadać się z Chorwatami.
- Adam ogląda z zachwytem buty, reszta baluje, siedzi przy ognisku, mijają godziny, mija dzień obfity w wrażenia.


ABEND – „Rysa Nowaczyka”, to klinowanie całych dłoni. Zanim się do niej przystosujesz, po łokcie ręce masz skiereszowane, a potem w strupach. Z upływem czasu idzie już sprawnie, człowiek wykonuje ruchy jak automat. Do pokonania tej drogi podpuścił mnie Drobny. - Przyznaję, że w górnym fragmencie trochę mnie wybrało, trzeba było odpocząć, aby nie zaliczyć gleby. VI.2 poszło dość gładko, za drugą przymiarką. Co mi się w głowie roi?!


Mieszkanie Andrzeja – kuchnia:
Andrzej i Adam siedzą przy stole i jedzą zupę. Adam trzyma w ręku chleb. Andrzej je zupę popijając piwem.
ANDRZEJ – Mogłeś mnie, chociaż poinformować, że nie zjedziesz na noc, a ty nic nawet telefonu żadnego. - Po chwili -Ja gotuję, czekam na Ciebie z zupą, a ty, co zajmujesz się pierdołami!
ADAM - Oszczędź sobie tych morałów, sam kiedyś szalałeś, matkę żeś zostawił, kiedy zaczęła się ciebie czepiać, że tylko piwo i koledzy, a teraz, co bronisz mi, być sobą?
ANDRZEJ – Słuchaj szczeniaku! Nigdy nic nikomu nie broniłem, chcesz to się drap, tam gdzie cię nie swędzi, tylko żebyś informował mnie gdzie się szlajasz.
ADAM– Ty, ty, ty! - W myślach – A jeśli ja jestem taki jak on? Czemu on wali te Imperatory?
ANDRZEJ; Spogląda na syna – Już minęło? Tyle się starałem z tą zupą
ADAM - Powiedz mi ojciec, jak chodziłeś do roboty miałeś jakiś pseudonim?
ANDRZEJ – Przestań mnie pytać o takie rzeczy.-Masz tu pieniądze, wyślesz mi kupony totolotka, jutro losowanie. Co byś chciał? Może wreszcie i do nas, los się uśmiechnie?

- Andrzej wyciera chusteczką usta, Adam patrzy na kupony i rozmyśla.
ANDRZEJ - No juĹź, juĹź, biegaj dzieciaku.


ABEND - Pierwsze oznaki znudzenia, pojawiły się za sprawą przebywania w jednym miejscu. Brało się wiec plecak i jechało do Francji, w Dolinki Podkrakowskie, na Ostasz czy do Słowenii. To było tak zwane tourne po „kamieniołomach”, ostre południowe światło, piękne regiony Europy, a człowiek wisiał godzinami na linie i uciekał wzrokiem w horyzont gdzie rozpościerało się morze.


GĂłry Sokole po kilku tygodniach:
- Tabor domek, w którym znajduje się sklepik.
MACIEK – O! Adam tak?
ADAM; nieśmiało. - Świeżak.
MACIEK – No proszę, proszę, sam bez instruktora.
Świeżak nie może żyć bez tego miejsca?
ADAM – Przyjechałem, bo chciałem się spytać ile kosztują dobre buty do wspinania.
MACIEK – No to rozglądaj się, dla mnie to czysta rozrywka.
- Adam spłoszony nie wie, od czego ma zacząć.
MACIEK – Więc buty masz tak zachodnie i czeskie, ja bym proponował zachodnie.
- Maciek pokazuje marki butĂłw.
ADAM – Można przymierzyć?
MACIEK – Proszę bardzo.
ADAM – Za ciasne.
MACIEK – Wydaje mi się, że odwrotnie.- Wybiera buty Adamowi o numer mniejsze. – Te przymierz.
ADAM – Dlaczego tak?
MACIEK – Buty zawsze trzeba mieć mniejsze niż numeracja wskazuje, inaczej nie będziesz stawał na krawądkach. - Adam zakłada buty na nogi i krzywi się, chodzi pokracznie po domku Maciek się uśmiecha.
MACIEK – Dobre buty, to połowa sukcesu!
ADAM; Ściąga buty i przypatruje się metce. Dostrzega cenę i krzywi się. – Tańszych nie ma?
MACIEK – Ja myślę,że się dogadamy. Znajdzie się coś po preferencyjnych cenach.
- Uśmiechnięta twarz Adama. Maciek wyciąga pudełko z butami, a następnie podaje Adamowi długopis i zeszyt kredytowy.
MACIEK – Podpisz się tutaj. Jeśli chodzi o raty...


ABEND – „Nos Żubra”, był w zasięgu czułem, że dam rady, nawet w pewnym momencie wpadłem w zbytnią pewność. Pojechałem sam w skały z zamiarem przeżywcowania pierwszego VI.4 / VI.4+ w Polsce. W skałach spotkałem znajomego, który bardzo dawno mnie nie widział. Poprosiłem go o przysługę. Sidor miał w razie, czego zmienić impet mojego upadku, w potencjalnej chwili kryzysu. Ściana miała z 11/12 metrów. „Nos...”, to czysta, siłówka, dość syty okap i przewiecha. Wtedy musiałem odpaść. Psychicznie byłem naładowany, nie było jednak pewności fizycznej żeby wykonać najtrudniejszy moment w środku drogi. Odpadłem kontrolowanie kierując tor lotu na płaski głaz. Przez trzy tygodnie bolał mnie kręgosłup. Uznałem się za pokonanego rozwiało się wyzwanie.


Dom Andrzeja, środa 21:30.:
- Adam i Andrzej siedzą przed telewizorem oglądają losowanie totolotka. Andrzej notuje, Adam patrzy beznamiętnie w kineskop.
SPIKER LOTTO – I przypominam, to od Państwa zależy wygrana, jeżeli dziś się nie powiedzie, spróbuj jutro...
ADAM; mamrocze, pod nosem, wypowiada nominały poszczególnych dróg. – „Sułtani Swingu” VI. 5, „Komando” VI. 4 +, „Mała Apokalipsa” VI. 5, „Jelito diabła” VI. 6, „Geronimo” VI. 7!!! - Jestem Najlepszy! Wszystkich was skasuje. - Krzyczy w geście triumfu. Wszystkich jak leci po kolei
SPIKER LOTTO – 11,3, 22, 9,33 /12 i ostatnia liczba 13!
ANDRZEJ - Co za cholera!...
SPIKER LOTTO – I pamiętajcie Szanowni Państwo! W naszym programie zawsze ktoś wygrywa!
ANDRZEJ – Co za cholera w tym totalizatorze rządzi, a już myślałem...! - Andrzej w geście dezaprobaty macha rękom, zero trafnych!
ADAM; Adam wstrzymuje oddech, powolnie odwraca głowę w stronę Andrzeja i wybucha!– Ty nieudaczniku, nawet totolotka dobrze nie potrafisz skreślić. - W nerwach rozrzuca po całym pokoju katalogi reklamowe.
ANDRZEJ – Muszę się na pić, bo i mnie szlag trafi
ADAM – Biegnij do lodówki, wyciągnij sobie piwo siadaj przy stole i żłop, żłop do końca swego zasranego życia!
ANDRZEJ – Licz się szczeniaku ze słowami, gram to i przegrywam, jak na giełdzie.
ADAM – I za co ja teraz spłacę buty pieprzony maklerze? -W pośpiechu, totalnie sfrustrowany opuszcza mieszkanie.
ANDRZEJ – Idź, idź i już nie wracaj, a najlepiej, to znajdź sobie nową mamę żeby cię karmiła!


ABEND - Stoję na Krzywej i myślę. No spędziło się tu parę lat, poznało się różne osoby, jedni mądrzejsi, drudzy mniej mądrzy. Jest coś w nas wspólnego. Tak, to prawda dzięki podejmowaniu ryzyka człowiek zbudował cywilizacje, opanował ziemię, tyle, że dziś żyjemy w wygodnym, bezpiecznym, nudnym świecie i z frustracji skaczemy na bungee, pchamy się w zerwy, skaczemy na spadochronach...,bo dreszcz emocji, daje ludziom będącym, na co dzień trybem ogromnej maszyny, poczucie: oto wszystko zależy ode mnie, jestem panem we własnym domu. Budzi się w nas potrzeba przeżyć budzących lęk. Złe nas pochłania, ryzyko uzależnia jak narkotyk.


Jelenia GĂłra getto mieszkaniowe:
-Adam jedzie windą do mieszkania swojego instruktora, dzwoni do jego drzwi, Słychać ujadanie psa.
RUFIO – Cicho Azisku cicho.
ADAM – Instruktorze błagam proszę otworzyć.
RUFIO – O! Adam, co to na pasterkę się wybrałeś?
ADAM – Instruktorze ja się nie nadaje do wspinania, nawet nie mam pieniędzy na buty. Mój ojciec ma racje, nic nigdy mi się nie uda!
RUFIO – Nie jesteś taki jak on.
ADAM – Nie jestem? Nie jestem, a może jestem! Skąd możesz wiedzieć, kim jestem!
RUFIO – Wyluzuj, jest już cisza nocna!
ADAM – Mam dość tego wszystkiego, najlepiej to pojechać gdzieś w góry i zapieprzyć się tam. W życiu chyba nigdy nie można mieć tego, czego się pragnie!
RUFIO – Uspokój się,trzeba być cierpliwym. Podać ci herbaty?
Sok? Woda? Wszystko można poukładać...
ADAM; Patrzy na łaszącego się doń psa, opycha go nogą... – Mam gdzieś takie porządki. Psy mają lepiej niż ludzie! - Wybiega z mieszkania swojego trenera.
Azis – szczeka i ujada, podskakuje wybiega na klatkę schodową za Adamem, który zniknął wraz ze zjeżdżającą w dół windą.
RUFIO – A tak dobrze się zapowiadał! Instruktor spokojnie wychodzi na klatkę, woła psa, zamyka drzwi
RUFIO – Nic ci się nie stało Azisku? Widzisz, jaki nie dobry, markowe buty mu w głowie, a ja przez lata wspinałem się w korkerach! – Uspakaja rozdrażnionego Azisa.- No już, już! Będziemy kładli się spać.


ABEND - Sekty to śmierć! Takie plakaty swego czasu były rozlepiane na mieście. Licho nie śpi albo paradoks, ktoś, kto rozlepia tego typu afisze często reprezentuje, właśnie jedną z tych sekt, być może największą. Czy grupy, społeczne mogą działać wedle podobnych mechanizmów jak sekta? Wabienie, nabór, indoktrynacja, uzależnienie, pozyskanie wyznawcy na całe lata lub życie? Jestem pewien, że tak!
Wracając do wyzwania: po dwóch miesiącach wytworzyła się nowa okazja. Tym razem dla rozrywki trenowałem z górna asekuracją i balastem przyczepionym do pasa VI.4. Brzęczały blachy, już nie wiem dokładnie, ale chyba dziesięciokilowe. Kilka ruchów i odpadnięcie, blok w linie i ponownie to samo. Wedle wykładni treningowych jest to nic innego jak tradycyjna metoda kształtowania siły. Po dwóch tygodniach miałem taki nadmiar energii, iż nie było możliwości abym nie dokonał przełomu. Do tej pory rekordem żywcowania była droga, „Abazy” VI. 3/VI.3+ Wojtka Kurtyki. A ja, jako nikomu nieznany pretendent do tytułu, „naj” zaliczyłem VI.4/VI.4+ „Nos Żubra”. Byłem młody, naiwny i u szczytu formy!

Czwartek gdzieś w mieście:
ADAM – Każdy ma swojego psa! Ludzie słabi są psami silniejszych. Zwyrodnialcy lubią rozkazywać!


ABEND - Czysta nie zapisana karta. Zależny od wyboru, miejsca, tożsamości, środowiska, grup społecznych. Do ekstremalnych wyczynów jak w kolejce pchają się ludzie o specyficznym sposobie rozumowania. Ciężko jest rokować, w jakim kierunku pójdą, może to być samo-destrukcja jak w przypadku Młokosa czy innych chartów, których person nie wspomnę. - Cieszę się, że dziś mogę żyć bez skał, adrenaliny i konkurowania. A Adam? Nie jest do końca realny i nie jest też w pełni fikcyjny. Coś po środku: boksował, jeździł na motokrosie, robił złe rzeczy, kopał rowy pod hipermarkety i zawsze był dziki! Widziałem jak wchodził w skałę, mknął jakby to czy przejdzie ją czy nie, stanowiło o jego przydatności. Ale samo zacięcie, a nawet siła ma swój kres. Kiedy człowiek natrafi na problem techniczny, trzeba ruszyć głową, być gibkim, wygiąć się w balansie, obciążyć jedną z rąk, żeby się nadmiernie nie eksploatowała, nabrać tlenu i atakować. Bynajmniej nie po to, żeby komuś coś udowodnić, lecz, celem jest być w nowych miejscach, uczyć się na własnych błędach, że nie jest się doskonałym.
Na odpowiedź Wojtka Kurtyki, nie trzeba było długo czekać. Doświadczony wspinacz poczuł się urażony utratą pozycji „naj”. Zaś Kosmaty oskarżył mnie, że przy pomocy młotka i dłuta powiększyłem sobie chwyty i dlatego mogłem zrobić pierwsze w Polsce VI.4. Zazdrość i chroniczna kontrreakcja, świadczyła o niczym innym jak głupocie, sprawy się klarowały. Ciśnienie tworzyło ciśnienie. Wojciech Kurtyka dla obrony swojego honoru przeszedł bez asekuracji VI 5 „Chińskiego Maharadżdze”. Jak napisano: To powalające na kolana przejście miało być może przywrócić właściwe proporcje niektórym najmłodszym aspirantom do tytułu „naj”!
.

Mieszkanie Andrzeja / Dom instruktora:
- Po dwudniowym Ĺźmudnym oczekiwaniu.
ANDRZEJ; Andrzej siedzi przy stole i milczy, trzyma ręce jak do modlitwy. – Gdzie on jest?
- wzrok ma zawieszony w martwym punkcie. -Synu gdzie jesteś?
RUFIO; Dzwoni do Andrzeja. Próbuje go pocieszać, że syn się znajdzie. – No witam, to znowu ja, i jak przyszedł już?
ANDRZEJ – Nie, nie...
RUFIO – Niech się pan nie martwi, chłopak jest trochę porywczy, ale raczej wie, co robi
Jak go nie ma w mieście, to może pojechał w Śnieżne Kotły, a może zabalował na taborze w Sokołach?
ANDRZEJ; Andrzej próbuje podtrzymać drżenie rąk. – Mój syn nie pije!
- W irytacji Andrzej trzaska słuchawką i pogrąża się w myślach.


ABEND - Jedynka! To, co prawda VI. 2., jeden z ładniejszych filarów w Górach Sokolich. Wysoki na około dwadzieścia pięć metrów. W górnej partii ściany, człowiek stoi czubkami butów w rozmywającym się trawersie. Rękoma trzyma się malutkich orzeszków skalnych; chwyt na dwa palce! Przed nim zadanie, pociągnąć z paluchów, stanąć na płycie w pozycji na tarcie i strzelić ręką w górę do następnego chwytu. Szaleństwo! Chciałem zrobić wariant prostujący tej drogi, najbardziej psychiczny żywiec w Sokołach. Układy sekwencji, wyćwiczyłem na pamięć, śniły mi się po nocach. Spocony wyrywałem się z koszmaru stawiając sobie pytanie czy jestem gotowy na potencjalność? Co z moim życiem, charakterem, czy jestem gotowy na śmierć? Widziałem jak, to jest, kiedy człowiek odpadnie od skały, gwiżdże powietrze, a potem słychać głuchy dźwięk upadającego na ziemię ciała! Biegłem wraz z innymi wówczas z toboganem, wyciągaliśmy z pod skały przyszłego nieboszczyka. - Co będzie, gdy przyjdzie kalectwo?

Mieszkanie Andrzeja:
ANDRZEJ – Muszę tam pojechać!


ABEND - Odpuściłem sobie i jestem z tego dumny, przez kolejne lata wspinałem się na Perle Zachodu, gdzie mogłem sam wyznaczać nowe trasy, nikomu nic o tym nie mówić, nie robić otoczki, że coś tam się pokonało, wszystko, to tajemnica, osobista sprawa. Przestałem się wygłupiać, balansować na granicy możliwości, jeździć po świecie w poszukiwaniu skalnych zwałów! Obojętne mi nominały!


Andrzej podchodzi pod tabor:
– Puka do drzwi, do domku Maćka.

ANDRZEJ – Proszę pana, to jest zdjęcie mojego syna, czy pan go nie widział. Nie kręcił się tu gdzieś w pobliżu.
MACIEK – Może i taki tu chodził, ale ja sobie nie przypominam, tyle ludzi się tu kręci. – Wzrusza ramionami pozorując bezradność. -Przykra sprawa!


ABEND - Zastanawiam się, w czym tkwi błąd, czym jest sukces? Czy jest, to drabina do sławy, bogactwa i znaczenia? A może jest to nic innego jak zbieg okoliczności? Dla wielu ludzi sukces stał się celem nadrzędnym, jednak całe masy nie rozumieją, że sukces, to zmiana charakteru, ucieczka od miernoty i niepowodzenia, pokonywanie codziennych przeszkód, wyznaczenie sobie celu większego niż życie. Musimy mieć wizję, rozwijać otrzymane możliwości, zainteresowania, uzdolnienia To sprawa indywidualna dla każdego z nas. Sukces nie polega na tym gdzie zaszedłeś, ale ile przeszedłeś, żeby mieć lepszą osobowość. I jeszcze jedno, ludzie sukcesu nie różnią się od pozostałych zdolnościami, ale charakterem! A pierwszym krokiem do zwycięstwa jest pokora!


Główny Grzbiet Karkonoszy – Śnieżne Kotły:
ADAM – Być najlepszym, zginąć! - Świeżak pnie się żlebem w kierunku zerwy szczytowej Zęba Rekina. - Sława albo piargi! Wszyscy mnie wyrolowali! Zostałem sam z sobą!

ANDRZEJ; Intuicyjnie szuka syna w tym samym miejscu. Najpierw lustruje wzorkiem zerwy skalne Małego Śnieżnego Kotła, a następnie wychodzi na platformy widokowe nad wielkim Śnieżnym Kotłem.
ANDRZEJ – Adam, Adam! – Krzyczy zauważa wspinającego się syna i jest zrozpaczony.

ANDRZEJ – Adam, Proszę cię zejdź na dół. To, co robisz to pieprzona iluzja!
-
ADAM; Adam ogląda się w kierunku ojca pnie się w górę! Po kilku sekundach krzyczy. - Taka sama jak i twoje całe życie! - Pod nosem. - Chlanie i totolotek.
ANDRZEJ; W rozpaczy – Synu, ci, co ciebie szkolili to sekciarze, psychopaci nie mający jakiegokolwiek pojęcia o życiu!
ADAM – Jak jesteś taki cwany to chodź tu po mnie. Potrafisz?! Adam wchodzi na szczyt Zęba Rekina, krzyczy jak najgłośniej może.
ADAM - Jestem najlepszy!!!
ANDRZEJ – Synu posłuchaj...!
ADAM; Krzyczy - Nie! Nie będę słuchać psychopatów! Ja i ty jesteśmy Psychopatami!
ANDRZEJ – Zwariowałeś, kto ci takich głupot nagadał?
ADAM; W furii. – Odejdź, bo skaczę.
ANDRZEJ – Nie rób tego pomyśl o przyszłości!
ADAM – Nie ma żadnej przyszłości!
ANDRZEJ – Jest!


ABEND - Czytam „Ekstremę”: - Derek Hersey „Dirty Derek”. Trzydziestosześcioletni Anglik na stałe mieszkający w USA znany był z błyskotliwych solo-OS dokonywanych blisko górnej granicy swoich osiągnięć z liną oraz układania nowoczesnych diet dla wspinaczy. Przyczyną wypadku była ulewa, jaka złapała Dereka podczas żywcowania „Steck/Salthe” 5.9 na Scentinel Rock. Nie wiadomo czy ulewa zmyła wspinacza ze ściany, czy tez spadł on później podczas próby dokończenia wspinaczki po zmoczonej skale. Tuż przed śmiercią Derek zdążył jeszcze błysnąć żywcem ”Carbo & Caffeine” 5.11, mającej opinię wyjątkowo „powietrznej” drogi.


Śnieżne Kotły:
ANDRZEJ – Nawet dla takich popaprańców jak my jest przyszłość! - Łamiącym się głosem. - Synu proszę cię bądź sobą!
ADAM; Klęka na skale i zaczyna krzyczeć na całą dolinę. - Mam gdzieś całą drabinę społeczną, żeby się po niej wspinać trzeba mieć nieźle z rytego bereta i być cyborgiem wykutym od stóp do głowy, nigdy taki nie będę!
ADAM – Jestem Świeżakiem! - Krzyk przeradza się w śmiech
ANDRZEJ – Łamiącym się głosem. - Jestem Alkoholikiem!
ADAM; Jak w amoku, ale z zadowoleniem wrzeszczy na całą okolicę. - Tak! Tak! Wszyscy ludzie to Cieniasy!


ABEND - Bardzo rzadko pojawiam się w Sokolikach, wchodzę sobie wtedy na Krzywą Turnię i podziwiam przyrodę, rozległy krajobraz, wsłuchuję się w ciszę. W całym wyżej przedstawionym tekście wspomniałem o przeszłości, nawet fabularyzowałem. Dziś tylko i wyłącznie interesuje mnie, horyzont, za którym jest nowe. A Sekta? Jedna z partnerek nowo pojawiających się w skałach chartów, po solowym powtórzeniu przez Żyłę „Nosa Żubra”, skierowała do mnie słowa: „Teraz już nie jesteś najlepszy” Słowa te pozostawiam bez komentarza!


Kukułcze Jajo:)
Podziel się:
Temat Autor Wysłane

» SOLO MACHINE -opowiadanie

kryspin 24 maj 2007 - 10:41:17

Re: SOLO MACHINE -opowiadanie

seler 24 maj 2007 - 10:44:11

Re: SOLO MACHINE -opowiadanie

Blondas 24 maj 2007 - 11:25:26

Re: SOLO MACHINE -opowiadanie

seler 24 maj 2007 - 11:59:33

Re: SOLO MACHINE -opowiadanie

kryspin 24 maj 2007 - 17:04:30

Re: SOLO MACHINE -opowiadanie

seler 24 maj 2007 - 17:34:33

Re: SOLO MACHINE -opowiadanie

Starosta 24 maj 2007 - 18:29:33



Nie możesz pisać w tym wątku ponieważ został on zamknięty