Najpierw były Gorce, potem Beskid Żywiecki. W poprzednim numerze zamiast wspinaczkowych atrakcji Rumuni opisanych zostało kilka pieszych wedrówek po karpackich pasmach. Teraz dostajemy podobnie podane atrakcje z Bułgarii (Riła) a jak by tego było mało na deser mamy wedrówke po Bieszczadach. Nie zdziwie sie jak z nastepnego numeru dowiemy się jak wejść na Ślężę (dla mniej zaawansowanych) i zorganizować trekking w Karkonoszach (dla bardziej zaawansowanych), a przy okazji wydania 50go nr-u dojdzie do fuzji z skądinąd niezłym N.M.P. Może się czepiam ale jakis czas temu przy okazji opublikowania w MG artykułu o dolomitowych wedrówkach, autor wspominał o tym że MG jest magazynem dla wszystkich używajacych rąk w górach czy skałach - stąd tekst o via ferratach. Czyżbym zatem źle zrozumiał redakcyjne intencje do czego mam uzywac rąk podczas pobytu w wymagającym tego terenie? A co ma wspólnego przejażdżka bieszczadzką ciuchcią ze wspinem w Zillertalu? Albo recenzja (nie pierwsza "tak trafiona") wydawnictwa o połoninach Czarnochory z baldami w Kusiętach? Czyżby kreacyjna niemoc? Brak weny? A może przydałoby się "odmłodzić" redakcję? Bo liczę chocby na to, że jeszcze nie raz ujrzę w MG aktualne skałoplany odrestaurowanych i nowych rejonów (jak np: Smoleń, Biblioteka, Brandysowa, Półrzeczki itp.) i kolejne pomysły na wspinaczkowe eskapady.