Wiseguy (choc dalibog powinnismy go chyba nazywac Napletkiem) poruszyl w ordynarny sposob bardzo ciekawa i nigdy dla mnie nie jasna sprawe wycen.
Dla prawdziwych mezczyzn, ktorych wage wyraza liczba trzycyfrowa, pokonanie przewieszonej drogi bywa czesto nader uciazliwe, a nawet niewykonalne. Dla harpaganow pokonanie tej samej drogi jest zwykle pierdnieciem, mimo, ze obiektywnie rzecz biorac, obaj wspinacze (zalozmy) maja ten sam zasob technicznych trickow.
Jest to sytuacja nieunikniona. Nie da sie stworzyc calkowicie obiektywnej metody wycen. Dlatego wyceny powinno sie traktowac z przymrozeniem oka. Sa one przyblizeniem, czesto bardzo dokladnym, co do ktorego zgadzamy sie wiekszocia, ale jednak przyblizeniem. Dobrze obrazuje to wspinaczka gorska, kiedy okazuje sie, ze trudnosci, ktore teoretycznie w skalkach przechodzimy bez bolu, staja sie nadspodziewanie duze. Trudniej jest wycenic duza droge, niz jedno miejsce na kilkunastometrowe skalce.
Wniosek z tego taki, ze wycenami nie powinnismy sie tak strasznie przejmowac. Jasne, ze jest to jakis wyznacznik,nie popadajmy jednak w paranoje.
Jak widac nie dla wszytkich (Napletek) takie podejscie jest do zaakceptowania. Niektorych bardzo boli, ze inni robia drogi wycenione wyzej. Dla mnie jest to znak, ze opanowala ich mania cyferek, niezwykle z reszta ostatnio popularna.
Drogi Napletku, wiecej dystansu...