czesc GG, nie myslalem ze jeszcze ktos takie stare posty czyta. Masz racje, dociekliwi pisza encyklopedie, a opowiadacze ksiazki. ja ani to ani to, ale jak sie historie pare razy przy ognisku opowiedziale to i pisze sie okraglej. Z tym wyczynem to rzeczywiscie nie tak ale nie wyczyn mial byc tematem, nam bylo wtedy wszystko jedno czy dolina sie rybiego potoku jeszcze nazywa czy to juz Biala woda. fakty ktore pamietam to to ze po bladzeniu w nocy po zboczu Opalonego, w ciemnym lesie zeszlismy w dol, przynajmniej 3 razy przekraczalismy jakas szose ( na pewno z Moka) raz wpadlismy do potoku i wyszlismy po drugiej stronie, (ale maly byl, pewno rybi a nie bialy) raz cos tak zaryczalo ze malo sie nie zesralem, polana na ktorej stala lesniczowka nazywa sie ku wancie a lesniczy z lesniczyna mowili po polsku. Zreszta bardzo malo bo byli tak zszokowani ze nie umieli znalezc slow, ( albo kija zeby pijane towarzystwo przegnac). Byli to b. mlodzi ludzie ktorym jak sobie dobrze przypominam mialo sie urodzic dziecko. Gdyby nie zakonczenie tej historii to bym ja chyba z zazenowaniem wspominal: pare tygodni po tym zajsciu dowiedzialem sie ze ta dwojka ma problem bo ma byc prowadzony prad do nowego schroniska w moku i jak w pore wykopia row do glownego kabla to sie tez na prad zalapia. Czasu bylo malo i wszystko wygladalo na szykanowanie mlodych spoza klanu (a moze tak sobie wymyslilem zeby bylo romantycznie?). W kazdym razie zglosilem sie do nich na ochotnika i zapierdalalem przez 3 dni razem z nimi do upadlego zeby zdazyc. 1 metr rowu kopalismy w ciagu 3-4 godzin (morena polodowcowa + las swierkowy).
Pozdr.
Manu