Byl rok '85. Moj pierwszy sezon w Tatrach. "Rysa Hobrzanskiego" na Mnichu. Prowadzilem w korkerach podklejonych mikroguma, asekurowalem sie hexami (nie pamietam czy juz wiedzialem co to friendy). Adrenalina lala mi sie uszami, pamietam to szczescie kiedy skonczylem ryse, ZYJE!
Nieraz wazniejsze od piekna drogi, sa emocje jakie przezywa sie podczas prowadzenia. Niektore pozostaja do konca zycia.