sory ze nie na temat - ale tak mi sie przpomniało - pierwszego w życiu haka wbiłem w pozostałości po Ołtarzu Papieskim na lotnisku w Białymstoku - nie ma sie co smiac - z racji połozenia to całkiem eksponowana turnia...
wybralismy sie wczesna wiosna pouczyc haczyc...
była to jedynka - a jakże - kaziowa - biłem pod czujnym okiem młodszych, choc bardziej doświadczonych kolegów Piotra J. i Krzysia K.(niestety dzis w Ameryce...) - oczywiście rad nie słuchałem - jakos tak to szło:
- moze ja wjebię pierwszego i zobaczysz jak trzeba? (to Piotruś - Krzyś był typem intelektualisty i sie tak nie wyrażał)
- eee jaka to filozofia? dawaj te jedynkę
stuku-puku (ale mało huku)
- może bys tak jeszcze pierdolną młotkiem?
- eee widzisz, że siedzi - tu szarpłem włozywszy fakera w petelkę...
- rób jak uważasz (to Krzysiu wycedził) - ale ja uważam...
- co mi tu bedziesz pierdolił - podaj ławę!
no i zawiesiłem, stanałem, rączo podszedłem do góry wpiąłem skracacz...i rzecz jasna jebnałem na dupę - jeszcze bym sie z kopca stoczył...
Koledzy litosciwie łacha nie darli - Piotrus ujął młot - i zrobił ale nie stuku-puku - tylk masywne jeb, jeb...i juz wiedziałem;-)
pozdr
dr know