Też kiedyś pamiętam taką imprezę.
Poddasze domku nad Małym Stawem w DPSP, jakoś tak wieczorem:
Ekipa (ok. 8 osób) zeszła z Zamarłej, szykują korytko jednocześnie opróżniając sporą flaszkę rumu. Dwóch gości (pardon - koni) mości psiworki i wybiera się na kolację do schroniska. Pada propozycja - jak idziecie, kupcie nam colę, bo popitka wyszła. Na to jeden z rumaków wyjeżdża z koparą, że to trzy kroki, a wam się nie chce dupy ruszyć. OK - nie, to nie. Później, po 22-giej, ten sam gość wyjeżdża z ryjem, że wprawdzie on ma stopery i nie słyszy ale jego kolega nie może spać przez te pijackie wrzaski.
Myślałem, że go zabiję, obudził mnie tym rykiem. Więcej go w Tatry nie zabrałem, bo obciach. No i trzeba z nim patataj po szlakach.
Nie było żadnych pijackich wrzasków, ludzie cośtam wypili, więc byli ciutek głośniejsi ale starali się zachowywać cicho widząc, że idziemy spać (ja na ich miejscu pewnie bym się tak nie starał po tym pierwszym tekście). Ja niczego nie słyszałem (jak śpię to nie podsłuchuję - zostało mi po akademiku), obudziły mnie dopiero wrzaski mojego "obrońcy".
Od tej pory nie próbuję oceniać sytuacji znając tylko wersję jednej strony. Bo prawda zawsze leży pomiędzy.