W Podlesicach kozak ze Szczecina kilka lat temu obciążył statycznie punkt.
Droga się zresztą nazywała o ile nie przekręcam nazwy "Lot pingwina".
Wyrwał chyba jeszcze drugi i przyglebował. Po za strachem i siną dupą nic się nie stało. Na szyi nosił jak relikwię wyłamaną plakietkę. Były na zimno wyginane z blachy alu przez kogoś w garażu. A spity pamiętały jakieś wczesne lata osiemdziesiąte....
Dlatego trzeba ogladać to na czym się wiesza, a w górach w miarę możliwości mieć przy sobie młotek. Teraz są lekkie, a puknięcie w hak potrafi wyjaśnić wszystko. A dwójka bez sternika może przynieść ostateczne rozwiązanie.
Pozdrawiam