Pwenie tego wiersza szukales?
Pamiętnik Cnotliwego Młodzieńca
Był młodzieniec raz cnotliwy
Cichy skromny urodziwy
Nawet jego własna matka
Nie wiedziała co ma w gatkach
Czuł że tam mu cos sterczało
Wiedział że się tym sikało
Lecz tej części jego ciała
żadna z dziewczyn nie widziała
Kiedy sikać mu się chciało
Że wytrzymać się nie dało
Kiedy to wyciągnąć musiał
Zamknął oczy i tak siusiał
Czasem mu to miękkie ciało
W spodniach rosło i sztywniało
Podnosiło się do góry
Wyłaziło wprost ze skóry
Wtedy modlił się do rana
By wypędzić stąd szatana
Który wszedł mu między nogi
I wystawiał swoje rogi
Ten młodzieniec ten cnotliwy
Był nad zwyczaj urodziwy
On budowę miał atlety
Pożądały go kobiety
Nie jedna by pokazała
Wdzięk i urok swego ciała
Jedna biustem druga zadkiem
Lub kolankiem, udem gładkim
Uśmiechały się do niego
Lecz nie wiedział on dlaczego
I dogodzić im nie umiał
Bo się na tym nie rozumiał
Aż znalazła się "Żaneta"
Młoda piękna to kobieta
Powiedziała: w moje sieci
Szybko ten aniołek wleci
Najpierw dam mu trochę czasu
Potem wezmę go do lasu.
I udała jej się sztuka
Razem z chłopcem lasu szuka
Jej na miłość już się zbiera
Nogę w nogę już zaciera
Idą sobie pod drzewami
Ona trze już kolanami
Patrzy chłopiec co się dzieje
Panna się na nogach chwieje
On nie czuły na urodę
Chciał polecieć gdzieś po wodę
Panna widząc co się święci
Nagle się zaczęła kręcić
A on przyznał się w rozpaczy
Że on nie wie co to znaczy
Pofrunęły majtki w krzaki
Zabłysnęły czarne kłaki
Jaka śmieszna jej figurka
Zamiast członka jakąś dziurka
Lecz na próżno się wyrywa
Panna siłą go porywa
Kolanami go przyciska
Dziura staje się już śliska
Chłopiec nie miał woli Bożej
Więc wyrywa się jak może
Młodzieniec w rozpaczy cały
Wpadł na pomysł doskonały
By w brutalny sposób dziki
Wykorzystać swoje siki
Szarpnął mocno za rozporek
Żeby zrobić w nim otworek
Chciał się zabrać do sikania
A tu potwór się wyłania
Cos długiego jak sprężyna
I podnosić się zaczyna
Nad jej gęstym czarnym puchem
Porusza się dzikim ruchem
Miota się jak w obłąkaniu
Ani myśli o sikaniu
Tylko według praw natury
Łeb swój wpycha wprost do dziury
Między rozłożone uda
Patrzy chłopiec co za cuda
Wszak to jego własne ciało
Tak się strasznie rozbrykało
A że był to wzór czystości
Nic nie wiedział o miłości
Zaczął ruszać się do góry
By wyciągnąć członka z dziury
Wtedy panna szybkim ruchem
Rozpoczęła ruszać brzuchem
I tak według praw natury
Gdy on w dół ona do góry
Tak mu dobrze się zrobiło
Tak rozkosznie i tak miło
Tak mu słodko dziewczę szepcze
Tak mi rób kochanie jeszcze
Chciałby jeszcze to powtórzyć
Ale przestał mu już służyć
I młodzieniec urodziwy
Nagle przestał być cnotliwy.