Nim podjąłeś, Starosto, ów frapujący wątek - miałem pewnego rodzaju skrótową definicję konia, którą zresztą począłem się ostatnimi czasy posługiwać na grupie dyskusyjnej o muzyce organowej, gdzie zwykle ok. 90% stanowiły konie, ale ostatnio me nieustanne cięgi zmusiły je do milczenia (niektóre nawet okazały sie tak przebiegłe, że z subskrypcji grupy zrezygnowały, ale popierdują gdzieś za kulisami do znanych osób z owego światka, sfrustrowane zaprowadzonymi przeze mnie porządkami).
Otóż - wedle mnie koń jest syntezą pojęć: pięknoducha (autorstwa Szalonego) i niedojeba (autorstwa Młodego) - co ww. Autorzy dość wyraziście doprecyzowali; natomiast niedocieranie argumentów do zakutego końskiego łba jest wynikiem upośledzenia zwanego obiegowo "klapkami na oczach" w czym upatruję właśnie paraleli pozwalającej nazwać owo bydlę: koń.
Pozdr.
Wiadomość zmieniona (10-12-03 21:44)