Mamooth powiedział:
"A mnie generalnie o prawdę chodzi!"
to wydaje mi się być kluczowym wyrażeniem kontekstu i podtekstu dyskusji; tylko, że... ustalanie prawdy to jedno, a skutek tych ustaleń to drugie; obecni badacze prawdy posługują się rozmaitymi narzedziami dociekania jej; de facto nie w tym rzecz, jakie to narzędzia, lecz, czy nie zostały stworzone do ustalenia określonej tezy; nb. w średniowieczu aparat do odkrywania prawdy był perfekcyjnie dopracowany, dowolna teza mogła być udowodniona, opinia publiczna była "przekonana", a "prawdodawca" usatysfakcjonowany; historyczny wymiar tych ustaleń jest jednak przeciwskuteczny dla w/w "prawdodawcy"; być może nie przewidywał on, że tak długo uda mu się "pociągnąć" :) innym, lecz bardzo podobnym, przykładem tworzenia prawdy (tym razem historycznej) jest zabieg, który wykonuje grupa IV RP, aktyw IPN i Zybertowicze, Nowaki, Kaczyńscy; oni to, bez żenady ogłosili, że historię należy napisać na nowo, bo dotychczasowa jest zła (n.p. za mało uwypukla zasługi Kaczyńskich w zdobyciu niepodległości);
Prawda zawsze ma charakter utylitarny; w wymiarze nauki jest to oczywiste; w wymiarze duchowym będzie ona narzędziem wzbogacenia człowieka - jak to wyraził JP II - "Prawda was wyzwoli (sic!)"; w wymiarze moralnym - to najlepiej przeprowadzić na sobie eksperyment i przetrawić "Księcia" - trudno jest to chyba zrobić bez zrozumienia;
z prawdy trzeba umieć korzystać i powinni to robić ludzie w życiu codziennym; natomiast ograniczone prawo do posługiwania się prawdą, jako narzędziem politycznym powinni mieć politycy; ci ostatni z najprawdziwszej prawdy wykrzesają to, co może w głowach "ciemnej masy" zrobić prawdziwa spustoszenie (podobne opinie są o dziennikarzach, którzy sieją spustoszenie w głowach swych czytelników - tylko, że ludzi o przekonaniach przeciwnych niż głoszone, a czytających te komentarze i opinie jest niewielu); nat napisał: "polityka, to sztuka tworzenia faktów"; to także sztuka chowania faktów niewygodnych, wyolbrzymiania nieistotnych, łączenia niespójnych i artykułowania nieistniejących etc. politycy powinni mieć wszczepione w mózgi "cenzyle", które kłują dotkliwie, gdy zaczynają kombinować z prawdą - wtedy mielibyśmy pewność, że służą naszemu dobru (o ile nie są chorzy psychicznie); odrębą sprawą jest to, kto i w jakim trybie miałby te urządzenia programować - Macierewicz z Kaczyńskim czy też Kamiński i Senyszyn?
na koniec takie heretyckie twierdzenie ode mnie: "do prawdy nikogo nie wolno zmuszać"; proponuję to potraktować jako imperatyw; ludzie mają prawo wierzyć w co chcą i jak chcą (byle nie robili szkody innym); - albo w nic nie wierzyć...