Rano: brak prądu - znowu któryś z sąsiadów majstrował przy korkach, budzik niemy, spóźniona biegnę na parking - ktoś wpakował się w tylni błotnik samochodu. Nie ruszam go i jadę autobusem. Korek. Denerwuję się, bo jadę na przesłuchanie w sprawie nowej pracy. Spóźniam się 40 minut i na wstępie robi to bardzo złe wrażenie. Rozmowa niemiła. Po godzinie już wiem, że nic z tego nie będzie, a miała być i lepsza kasa, i lepsze perspektywy. Jadę do starej pracy. Po drodze wpadam do kawiarni na śniadanie - oblewam kawą siebie i dokumenty, które przeglądam. W biurze czeka na mnie stos papierów. Natykam się na szefową-zołzę, która daje do zrozumienia co sądzi o moim późniejszym przyjściu i wyglądzie (rozczochrana i ufajdana nie pasuję do wizerunku firmy). Do wieczora jestem tytanem pracy. Wracam do domu autobusem. Korek. Na parkingu stoi nadal uszkodzone auto. W domu brak prądu - sąsiad majstrował przy korkach, jutro ma przyjechać ktoś z elektrowni. W lodówce pusto, zapomniałam o zakupach. Jem przy świeczce jakieś suchary z dżemem. Jutro będzie tak samo...?