pojechalem kiedys z zona do chamoniowa stopem, jeszcze przed zanim polska byla w eu.
jestesmy w cieszynie na granicy, podchodze do kolejnych samochodow i pytam, czy nas nie zabiora do austrii (bo w czechach lapanie stopa to abstrakcja i tragedia). w koncu nas zabralo dwoch kolesi jakas audica combi. jeden za kierownica, dosc duzy, lysy i malomowny, drugi obok kierowcy, wyglad ok. 30-kilkuletniego khmm... nazwijmy to studenta, ale tez niezlej postury, gadula. my z zona z tylu. tak se gadamy z tym gadula, on sie troche po swiecie wloczyl, jakies malezje, indonezje itp, a ze ja tez tropche azji lyknalem, wiec temat wspolny sie znalazl. potem pytania typu "gdzie jedziecie", my do chamonixu, a wy, my do holandii, a skad, oni ze z warszawy (przez cieszyn? sic! ;)) zgorzelec pewnie spalony mieli), a co robicie, a tak se wozimy samochody, wszystko jasne, "mlode wilki". na pierwszy rzut oka widac, ze w tej dwojce ten lysy to fizol, ten drugi to mozg. nie wspomne, ze w czechach na zwyklych drogach lysy nie schodzil ponizej 180 i wcale sie policja nie przejmowal (za dwa razy ich mijalismy). ale nie powiem, kultura pelna. jechali na noc do hotelu do linzu, ale podwiezli nas kilkadziesiat km dalej.
dojezdzamy do granicy czechy-austria i ten gadatliwy do mnie: no to teraz nas sprawdza, jak ty w nepalu tyle czasu siedziales, to ciekawe ile hashu przemycasz w tym plecaku. a ja mu na to: dobra, dobra, kto tu co przemyca.
koles sie tylko usmiechnal pod nosem.
jak austriacki celnik zobaczyl wory z przypietymi dziabami, to odpuscil i tylko kazal im kupic naklejke pl, bo chlopcy nie mieli... chyba bylismy dla nich dobrym alibi ;)
pzdr -
mazeno