:))))
Na marginesie- spedzilem teraz weekend w Pn Walii. Planowalismy uderzyc do slawetnego Gogarth, tamtejszej ostoi "tradu", ale jako ze w ekipie pojawilo sie sporo osob poczatkujacych, wiec odlozlismy te wizyte na pozniej i pojechalismy w rejon bardziej sprzyjajacy kompletnym nowicjuszom (nazwy nie pomne- ach ten jezyk walijski;-))) ). Rodziny z dzieciakami, te klimaty- takie lajtowe, plytowe pologie wspinanko w granicie. Lite plyty poprzecinane nielicznymi ryskami - jak jest rysa to sprzet fajnie siada, ale nieraz sa one... hmmm, odlegle. No, ale tu nie ma ze boli: kask na lepetyne, friendziki i zestawik kostek na szpejarke i chodu do gory... :) na tych "trudniejszych" drogach takie runouty po 8-10 metrow nad kosteczke to norma... acha- stany na wlasnej, z nich zjazdy a po skonczeniu dzialalnosci- z bloku :) Ani pol bolta. Da sie. Zajebiste
pozdr