Hej Andy
Jakos dobrnalem do konca tej jatki. Poniewaz jestem pyszalkiem i mam typowo polski charakterek dorzuce swoje 3 gr. W tym roku mialem przyjemnosc turystycznie obcowac z Andyjskimi prostymi 5 tysiecznikami. Bylismy z kumplem we 2ke. Na miejscu spotkalismy 2 rodakow, nota bene bardzo sympatycznych. Postanowilismy polaczyc sily i wchodzic na szczyt razem.
Summa summarum:wyszlismy w nych warunkach, amerykanie,szwajcarzy,meksykanie zawrocili ze skraju lodowca, doszlismy do 5500m i musielismy sie wycofac ze wzgledu na niedostosowanie kondycji niektorych do celu. Na dole przed wyjsciem ustalilismy , ze gdyby komus brakowalo pary lub wiary(widocznosc minimalna) to schodzimy wszyscy razem zwiazani( latwy bo latwy, ale zawsze lodowiec). Na domiar zlego jeden z nowych kumpli dzien pozniej wyladowal w szpitalu(zeszlismy z 5500 na 1800 i nie przysluzylo mu sie to do ogolnego samopoczucia). Konkluzja jest taka, moja prywatna oczywiscie: gdybysmy sie troszke upewnili ze chlopakom potrzebne sa jeszcze 3 dni wiecej na zlapanie klimy, to moglibysmy pokierowac inaczej planami, nie byloby rozczarowania, ze bylo sie w stanie, ale trzeba bylo dzialac zespolowo. Niby to normalka, ale jak sie jest studentem i wywala kupe kasy jadac na inny kontynent, wiedza na przyszlosc taka przynajmniej dla mnie
Jade w gory lodowcowe:
- aklimatyzuje sie z wszystkim razem(obserwuje progres swoj i reszty)
- wiem ze kazdy z bandy jest za pan brat z rakami, czekanem , lotna
- podczas spacerow treningowych na lodowcu(jezeli takie sa) , czuje ze wszystko gra na linie i idzie plynnie
- kazdy ma garsc informacji o autoratownictwie, a nie tylko pasje w sercu.
Oczywiscie te wszystkie madrosci plyna z egoistycznych pobudek wejscia na szczyt wysokiej gory. Wiem , ze gdy zastosuje sie do tego nastepnym razem prawdopodobienstwo sukcesu bedzie wieksze. No a na trekking to w sumie chetnie bym sie zabral z kims nowym tak tylko, zeby powiekszyc grono znajomych. Powodzenie na Kamiennym:)
Aaa i Diuramid jest OK :P