W piątek byłem świadkiem kuriozalnego zachowania się (chyba kursanta - bo nie wierzę, żeby to mogł być ktoś inny) w okolicy filara Halinki w Podlesicach. Kończąc wspinanie, adept strącił spod wierzchołka kamień wielkości "piłki do nogi". Kamień spadł na dół, rozbił się na mniejsze kawałki, a jeden z nich (wielkości kokosa) doleciał pod filar Wyklętych i miał jeszcze tyle energii aby boleśnie ugodzić naszego Mistrza. Gdyby kamień trafił w osoby przebywające pod skałą (a było ich kilka) mógł z całą pewnością spowodować poważne obrażenia ciała. Całemu zdarzeniu nie towarzyszył najmniejszy znak czy sygnał ostrzegający o spadającym obiekcie. Kursant co prawda jeszcze się przyglądał w dół zaciekawiony efektem działania kamienia ale nie uznał za stosowne przeprosić czy też zająć inne stanowisko w sprawie. Bardzo podobny wypadek widziałem na początku maja (również z odległości 2 metrów) pod Spadającymi Gwiazdami. Tym razem jednak wspinający się na wędkę kolega ryknął z przepony "uwaga kamień". Pozwoliło nam to na szybkie schowanie się pod skałą. Jeden z uczestników zajścia, siedząc tyłem do ściany zdążył skulić odruchowo głowę. Dzięki temu odruchowi kamień minął głowę i trafił go w kolano. Sądzę, że te dwa różne zachowania mają swoje źródła w sposobie szkolenia. Apeluję do instruktorów aby podkreślali na kursach, że jedną z częstszych przyczyn wypadków podczas wspinania są zrzucane przedmioty oraz jak należy się wówczas zachować.
..... pamiętaj: "gleba" nie wybacza....