Modlimy się o życie dla człowieka, który już w zupełności zasłużył sobie na śmierć, który wykonał już swoją misję, który zmienił świat i ludzi na nim żyjących i może już ze spokojnym sumieniem odejść....
Modlimy się o spokój i siłę dla człowieka, który jest całkowicie gotów do wzięcia na swoje barki najcięższego z krzyży...krzyża bólu, cierpienia i śmierci...
Boimy się o dalsze losy świata, bo my na tym świecie zostajemy...
Jego za niedługo już z nami nie będzie...pójdzie tam gdzie chciał dojść przez całe swoje życie... do Boga...
Dobrze wiem, że "tam" będzie Mu lepiej niż tu na Ziemi. Daleko od wojen, konfliktów, przemocy, głodu, buntu i cierpienia... Mimo to taki straszny smutek ogarnia moje serce. Tak bardzo się boje co będzie ze mną, co będzie z nami po Jego śmierci...
Papieski pontyfikat trwa dłużej niż moje życie, tak więc Jan Paweł II jest ze mną od początku mojego istnienia i nie wiem co zrobię jak Go zabraknie...Zasypiam wieczorem i boje sie, że jak się rano obudzę to Jego już z nami nie będzie, tzn. On będzie z nami już zawsze, będzie w naszych sercach, myslach i wspomnieniach. Będzie nad nami czówał, będzie wśród nas i będzie przy nas...ale tylko (a moze aż) duchowo. To jest człowiek za którym będziemy ogromnie tęsknić...
Boże, proszę Cię, pozwól nam się nim nacieszyć jeszcze przez chwilę...
I proszę was... nie zapalajcie świec... zapalcie swoje serca...
"Szukałem Was, Wy przyszliście do mnie [...]" - to my Ci dziękujemy...