Statystycznie rzecz biorąc, to musiało się prędzej czy później wydarzyć.
Prawie za każdym razem, kiedy trenuję na Moodzie, spotykam jedną lub więcej osób różnych genderów, które bulderują w biżuterii. Gdy tonem nieznoszącym sprzeciwu nakazuję zdjąć pierścionki, obrączki itp., argumentując, że nie zamierzam przerywać treningu, żeby odwieźć je, ich, czy onych do szpitala z oskalpowanym palcem, to zazwyczaj jest to traktowane jako krindżowa metoda na podryw starego dziada. Opowiedzenie historyjki z Ospu, kiedy zawiozłem dziewczynę z Niderlandów do szpitala w Koprze, zazwyczaj pomaga - holenderce wprawdzie pierścionek nie uciął palca, ale oskalpował go ze ścięgien i mięśni w takim stopniu, że nigdy już nie odzyskała sprawności i przestała się wspinać.
Co ciekawe podobne historie (biżuteria na palcach) zdarzają się jeszcze sporadycznie na Cube i nigdy na innych krakowskich bulderowniach, a w sezonie treningowym odwiedzam ich łącznie dziewięć.
Jakaś hipoteza na temat klienteli Mooda?
m.b.