jacoos:
>Mariusz (tak jak przypuszczałem) obiecał wszystko opisać z detalami, ZANIM pójdzie na kolejną solówkę.
Pozdrawiam kolegów, koleżanki i osoby koleżeńskie, szczególnie tych, te i to, którxx składaxx mi różnymi kanałami komunikacji życzenia powrotu do zdrowia. Na razie mój stan zdrowia jest (przynajmniej w mojej ocenie) bardzo rozczarowujący - zaznaczam, że lipcowy lot do Studni nie był moim pierwszym poważnym wypadkiem wspinaczkowym połączonym ze złamaniami, ani nawet pierwszym odpaleniem z solówki.
Do zabrania głosu ośmieliła mnie sesja rehabilitacyjno-wspinaczkowa, którą odbyłem w ostatni czwartek z Olą Taistrą na Makaku (w towarzystwie Wojtka Ryczera), dzięki czemu uwierzyłem, że nie tylko będę się jeszcze kiedyś wspinał, ale być może uda mi się ponownie zaatakować to, z czego się wycofałem, a finalnie - spadłem. Wielkie, wielkie dzięki Ola!
Ku utrapieniu Burlana zamierzam kiedyś opisać ze wszystkimi detalami co zaatakowałem i dlaczego odpadłem, na razie bardzo skrótowe odpowiedzi na pytania poruszone w tym wątku.
1. Zaatakowałem potencjalnie najtrudniejszą kombinację wyciągów (zarówno jeśli chodzi o najtrudniejszy wyciąg, jak i ciąg trudności), jaka kiedykolwiek była celem żywcowym w Tatrach. Wszystkie wyciągi poza pierwszymi trzema, które zrobiłem Solo OS, miałem zapatentowane, zostawiłem w ścianie 61 kresek (głównie na stopniach). Skała była sucha jak pieprz. Miałem zapas do limesu wędkowego ok. 1/4 stopnia trudności w skali Kurtyki na kluczowym wyciągu, a więc niezbyt duży, choć wydawało mi się, że wystarczający. Na piątym wyciągu wyleciał mi chwyt (kamień z rysy) w trakcie przechwytu quasi-dilfrowego. Przechwyt z trudem ustabilizowałem, a ponieważ mam zasadę, że jeśli się porządnie przestraszę przerywam próbę, podjąłem decyzję o wycofie.
2. Zszedłem (bez problemów) terenem VI+ na Platformę nad Studnią, co było początkiem problemów - zamiast wycofać się na Dolne Półki Wariantem Świerza, wybrałem wycof Krokiem Ambrożego i dalej na Półki, bo był suchy, a ja nigdy nie atakowałem go na sucho i finalnie nie zrobiłem go klasycznie. Chciałem mieć mały sukcesik do excela na koncie i to było powodem feralnej decyzji.
3. Po zrobieniu ueberfalla nad czeluścią Studni zorientowałem się, że:
a) nie jestem w stanie wrzucić nóg na tarcie, bo wystrzeli mnie z oblaków (nie robiłem tego ruchu nigdy wcześniej)
b) nie jestem w stanie wrócić do poprzedniej pozycji
c) natychmiast zaczęło mnie rozginać, bo wstałem o 2.00 (to była niedziela, a ja z przyczyn logistycznych nie chciałem spotkać w ścianie nikogo przed Górnymi Półkami) - prawdopodobnie miałem znacznie osłabioną wytrzymałość siłową z powodu niewyspania, a zmyliła mnie przyzwoita siła maksymalna, którą przetestowałem w bulderowym zejściu chwilę wcześniej.
Ponieważ znam praktycznie każdy fragment każdej ściany Mnicha, szybko przypomniałem sobie, że po około 10 metrach trawersu rozpieraczką w prawo w skos w dół osiągnę dwa dobre kliny na wyciągu Pytajnik Głazka VII, co pozwoli mi zrzucić nogi, strzepać bułę i zastanowić się co dalej. Ruszyłem, ale rozgięło mnie po 8 metrach trawersu, szczęśliwie dla mnie tuż nad zaklinowanymi w Studni blokami skalnymi (gdyby rozgięło mnie w klinach czekał mnie o wiele dłuższy lot).
Pamiętam moment odpalenia, nie pamiętam momentu obrotu w locie i przywalenia przednią częścią głowy o górny blok. W związku z tym mam około 2-3 sekundy niepamięci wstecznej, bo ocknąłem się dopiero jak krew z rozciętej głowy (finalnie 11 szwów na trzech przecięciach) zalała mi już oczy.
Szczegóły akcji ratunkowej pomijam, bo Burlan będzie się denerwował, że tekst jest nudny.
Potwierdzam info o żywcowaniu bez kasku i bez telefonu z przyczyn etycznych, byłem z tego powodu niezbyt dobrze traktowany przez szefową pielęgniarek w szpitalu powiatowym w Zakopanem. Wyłączając ten przypadek opieka lekarska i pielęgniarska była rewelacyjna! Operował mnie zespół doktora Papieża, ale kto dokładnie był operatorem nie wiem, bo nie mam tego w dokumentacji medycznej. Dementuję plotkę, jakobym kierował zespołem, który mnie operował (faktem jest jednak, że byłem przytomny i słyszałem teksty, których żaden operowany nie powinien usłyszeć) - być może plotka wzięła się stąd, że podczas wstępnej diagnozy na SORze zepsuł się tomograf (nie przesyłał plików wykonanych badań) i byłem diagnozowany z niewyraźnych zdjęć RTG. Ponieważ również wtedy byłem przytomny, a diagnozy dotyczące stanu żeber i płuc były znacznie bardziej dramatyczne niż moje odczucia, wyrażałem swoje zdanie odrębne, na co mam dowód w postaci zapisów w epikryzie, w której kilka razy pojawiają się zdania, rozpoczynające się od słów: "Pacjent utrzymuje, że..." (dodam, że w wyniku urazów wspinaczkowych miałem wielokrotnie złamane i pęknięte żebra, a nawet odmę płucną z powodu przebicia płuca fragmentem kręgosłupa piersiowego).
Na razie nie mam wiele więcej do dodania, pod koniec stycznia rozpoczynam trzeci turnus rehabilitacji, a jutro wybieram się na Cube'a, żeby sprawdzić, czy to, do czego zmusiła mnie Ola na Makaku, jest do powtórzenia choć w części bez jej nieznoszącego sprzeciwu dopingu.
Do Siego Roku i do zobaczenia w skałach i w Tatrach,
m.b.