Dzień dobry,--chodzi chyba o Herberta, więc temat robi się poważniejszy i nie wiem czy się wyrzekam, bo odczuwam nieraz silne emocje pod wpływem których palnę coś głupiego i potem żałuję ale nie określił bym tychże odczuć jako pogardy. Przypomniał mi się obrazek widziany w tv z procesu Breivika, kiedy to prawnicy wchodząc na salę rozpraw witali się z nim przez podanie ręki--a kto jak kto ale B. na pogardę może zasłużył. Ja bym ręki zbrodniarzowi nie podał, ale chyba też nim nie pogardzam --podobają mi się te skandynawskie zasady z których jedna mówi, żeby nie myśleć iż jest się od kogoś lepszym. Więc dlaczego gardzić motłochem albo konkretną Magdą? Można też przyjąć, że Krzysztof sam nie bardzo wie co czuje, jego problem. I na koniec przydługiego wpisu mój ulubiony cytat ''Nie chowaj nienawiści po wieczne czasy, ty, który sam nie jesteś wieczny.'' Oto mój światopodgląd. Amen.