Z całej Twojej wypowiedzi jasno wynika, że absolutnie nie czujesz się członkiem elity. Po prostu inni są motłochem.
Przykro mi, nie będziesz już mógł być autsajderem z niszową, ryzykowną pasją. Przynajmniej na jakiś czas jesteś w mainstreamie. W tym, co ładne i kolorowe. Twoja pasja jest też pasją byle księgowej ze znienawidzonego przez Ciebie korpo. Zamierzasz podkładać bomby pod internetowe sklepy outdoorowe czy wysyłać pogróżki na instagram?
Czy szanuje przyrodę ktoś, kto wbija w skałę ringi i kala ją magnezją? Bądź konsekwentny i powiedz, że nie chodzi o naturę, tylko Twoje przywileje. O to, żebyś Ty mógł tej przyrody używać tak, jak Tobie wygodnie i być uprzywilejowanym w dostępie do niej. Chyba, że wspinasz się zgodnie z etyką saską i do tego nie używasz ringów. Wtedy nie mam pytań.
A imprezy pod skałami? Jak myślisz – wspomnieniem czego jest nazwa „Pobicie Tytanów”? Po prostu kiedy skały były puste, to i imprezy odbywały się w nich bez takiego echa.
Nie ma wątpliwości, że masowość rodzi wyzwania. Jest nas za dużo na ziemi i będzie nas za dużo w skałach i w górach. Skutkiem będą ograniczenia dostępu i trzeba się na to przygotować. Jacek Trzemżalski jest w tym sensie Twoim sojusznikiem. Przyczynia się do rozłożenia ruchu wspinaczkowego na liczne ostańce, także te wielkości kiosku ruchu czy stodoły.
A czy byłoby na nich miejsce na wiekopomne przełomowe projekty? Nie sądzę, ale ekspertem nie jestem. Być może Ty je widzisz i wskażesz. Moim zdaniem debiutujący wspinacze na odnalezienie swojej własnej, wymarzonej drogi w Polsce urodzili się za późno. I zgadzam się, to cholernie nie fair. Z tym też coś trzeba zrobić. Może jednak upomnimy się o Madagaskar? Tam zdaje się jest sporo wolnej skały.