Chłopcy się wspinali. Wg bezpośrednich świadków ofiara leciała z liną w ręce, co potwierdza GOPR pisząc na swoich stronach, że drugi z wspinaczy został w stanowisku bez liny i trzeba było go wciągać. Z mojej osobistej rozkminy podejrzewam, że zrzucając linę do zjazdu nie zawiązali węzłów po prostu. Niestety. Spadający przygrzał centralnie w półkę plecami, co widział zespół obok którego leciał, odbił się i poleciał w drzewa. Znaleziony ruszał rękami i nogami, ale strasznie pluł krwią. Co trzeba przyznać, ratownicy, karetka i helikopter byli naprawdę błyskawicznie.