Tak jest w każdej dyscyplinie sportu, więc w himalaizmie też. Mistrzowie i rekordziści świata nie rodzą się na kamieniu oraz w wyniku "chcenia" i siły sugestii. Bez znaczenia jest też ilość pieniędzy, jakie wydasz na szkolenie ani czy będziesz je wydawać mądrze czy głupio. Nie ma na przykład teraz w Polsce sprintera który zrobi setkę w 9.8 s, nie ma tenisisty, który wygra Wimbledon i nie ma narciarza alpejskiego, który wygra bieg zjazdowy w Kutzbuhel. Są natomiast skoczkowie, którzy są w stanie wygrać każde zawody i są piłkarze, którzy mogą być królami strzelców w najlepszych ligach europejskich. Tak samo jest z alpinistami i himalaistami. Byli kiedyś Kukuczka, Wielicki, Kurtyka i jeszcze parunastu innych, a teraz nie ma nikogo takiego (no może jeden wyjątek, ale Adam Bielecki to też nie jest moim zdaniem facet tego poziomu, co tamci). Więc w zestawieniu z superwyzwaniem jak K2 zimą, wygląda to trochę jak "mission impossible". Ale jak widać na przykładzie tegorocznych wypraw na K2, nie jest to tylko polska "przypadłość". Inni też pokazują niewiele więcej, albo i mniej.