Jak się spostrzegłeś na dole, że nie ma normalnego stanowiska i zabrałeś ze sobą przyrząd do zjazdu to już połowa sukcesu. Ja wybieram ten ring, na którym będzie mniejsze tarcie na linie (albo ryzyko że utknie w jakiejś szczelinie) podczas jej ściągania, na drugim robię sobie auto. Odwiązuję linię od uprzęży(przed odwiązaniem zabezpieczam , żeby mi nie spadła na dół), przewlekam ją przez wybranego ringa, przeciągam, żeby oba końce były na ziemi i jadę na dół ( na samym przyrządzie, bez żadnych blokerów, prusików, itp). Problem jest, gdy wchodzisz w drogę i nie wiesz, że u góry jest stanowisko z dwóch ringów i nie masz przy sobie przyrządu. Wtedy ja robię sobie auto, wybieram sporo liny, przypinam ją do ekspresa,żeby mi nie uciekła, odwiązuję się, przewlekam koniec przez ringa i spuszczam na dół. Partner na dole przywiązuje mi przyrząd, wyciągam i już mogę samodzielnie zjechać. Taką metodę wypracowałem przez lata. Na kursie nikt mnie tego nie uczył, bo jak robiłem kurs skałkowy w ogóle nie było podwójnych ringów czy łańcuchów. I obecnie, jak spotykam ludzi świeżo po kursie, którzy po dojściu do takich dwóch ringów, przewiązują się przez ringa i chcą, żeby ich zwozić na dół, to wnioskuję, że chyba powinni wrócić się do instruktora, żeby im kasę za niepotrzebny kurs oddał. Liny nie szkoda, co mi tam, nie moja, ale ringa szkoda. I jeszcze się kłócą, że robią dobrze, bo tak na kursie było.