płochacz halny Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> To może wynikać (i zapewne wynika) z tego, że na
> panelu jest po prostu ... za łatwo, serio. Idziesz
> po zielonych, albo po czerwonych, masz ekspresy,
> masz stan, nic poza samym wspinaniem praktycznie
> Ciebie nie interesuje. To sytuacja idealna, ale i
> nie, bo dzięki temu masz czas i komfort aby skupić
> się na swoim strachu.
[...]
> Jedyna rada - wspinaj się mniej na panelu, a
> więcej w skałach ;).
Diagnoza w sumie trafna, ale rada na końcu - niekoniecznie.
Że niby jak masz z czymś we wspinaniu problem, to powinieneś trenować całą resztę? Nie lepiej właśnie skupić się na słabych punktach?
Co do meritum, czyli pierwszego postu kolegi Mikusa, ciekawa sprawa, że ten strach wiąże się z myślami o zawodności sprzętu a nie przed samym odpadnięciem. Ja tam się zawsze bałem latać, czy nawet odpaść, ale nigdy mnie nie trapiły wątpliwości co do sprzętu (może z wyjątkiem wspinania własnej : -) czy co do jakości węzłów. Węzły warto poćwiczyć, tak, żeby wiązać je zawsze bezbłędnie choćby i z zawiązanymi oczami, ale i tak nie ocali to nikogo przed popadnięciem w rutynę i sytuacjami, w których można w ogóle zapomnieć się zawiązać. Dlatego wspin z partnerem jest lepszy, niż z trueblue - rolą partnera jest nie tylko asekurować, ale też sprawdzać, zawsze, czy partner jest przywiązany do liny, czy ma dobrze zapiętą uprząż, itp, itd. Statystyk nie znam, ale wydaje mi się, że częściej zdarzają się wypadki (lub po prostu ryzykowne sytuacje) w których ktoś się w ogóle nie przywiązał do liny, niż że się do niej przywiązał źle - mowa o ludziach, którzy się już trochę w życiu powspinali, nie tych, co się dopiero zaczynają szkolić. Sprzęt raczej nie zawodzi, zawodzą ludzie, czasem brak wiedzy, a z czasem też rutyna.