Uważasz, że w skałach kaski noszą tylko "części dupy". Ja kiedyś myślałem podobnie, a dokładniej "w kasku to się wspinają tylko frajerzy" już dobre kilka lat temu zaliczyłem lot około 8 metrów w trakcie, którego obróciło mnie do góry nogami tak uderzyłem głową w skalę, że kask pękł i spadł mi z głowy. Do dzisiaj nie wiem jak to się stało pamiętam, że podciagalem na dwóch klamkach nagle obydwie ręce wyjechały mi z chwytów wiedziałem, że lot będzie długi bo byłem już dość wysoko nad ostatnim przelotem zamknąłem oczy ale w ułamku sekundy pomyślałem coś to zbyt długo trwa, ale h..... mi zostawił banana (to było o moim partnerze) otwieram oczy, a ja wiszę do góry nogami pod skałami martwa cisza wszyscy patrzą na mnie. Partner mnie opuścił, a do mnie dotarło dopiero po chwili, że jak bym nie miał kasku na głowie to prawdopodobnie pękła by mi czaszka. Tego dnia wspinalem się w kasku bo pod skałami była też moja kobieta, która jest przerażona jak tylko widzi, że biorę się za prowadzenie.
Na początku swojej przygody że wspinanie od bardziej doświadczonego kolegi usłyszałem "z ta zabawa jest tak masz dwa koszyki szczęścia i doświadczenia na początku twój koszyk szczęścia jest pełny, a z upływem czasu z koszyka szczęścia przekladasz do koszyka doświadczenia i po pewnym czasie już nie ma szczęścia jest tylko doświadczenie niech cię nie zgubi nigdy rutyna" w sytuacji która tutaj opisałem miałem więcej szczęścia niż rozumu i nie tylko w tej, później kupiłem taki kask, który chroni potylice w całości praktycznie do samej szyi. Niech każdy z was początkujących i wspinaczy, którzy większość swojego życia spędzili w skałach/górach weźmie sobie to do serca bo grawitacja nas kocha. Pozdrawiam