E, no, jakoś sobie poradzimy z tą "poezyją"...
O, ty szczycie w Patagonii,
Cośmy siłą naszych dłoni
Pośród lawin, mgieł, seraków
i startując wprost z kajaków
go zdobyli! Chwała nam tu
bośmy pierwsi wśród łojantów.
Tym zaś, co się krzywią - wała!
Góra nam się należała...
...że co, utwór mało ambitny? No to może sonet?
Gdzie góra, co się Riso Patron zowie
Kędy mróz z wichrem rzeźbią w skale znaki,
Przez rwące wody dwa pruły kajaki
A w nich jestestwa swe wieźli śmiałkowie,
Którzy dotarłszy do podnóża ściany
I założywszy wysuniętą bazę,
Nie pokłócili się, a poszli razem
Zbrojni jedynie w raki i czekany.
Złoili błyskiem połogie trudności,
Przeszli przewiechy klasycznym drytoolem,
I chociaż pewnie przemarzli do kości,
Zamiast na fejsie podzielić się bólem,
Gdy już stanęli na Patrona szczycie,
Drogę King Kongiem nazwali w zachwycie.