Ja raczej odnosiłem się do tego, czy jest sens używać terminu "sezon zimowy" w odniesieniu do Himalajów, gdzie zima (faktyczna a nie kalendarzowa) trwa 12 miesięcy, co najwyżej z różnym nasileniem (pod względem temperatury, siły wiatru, natężenia opadów śniegu etc). Oczywiście, trudniej jest wejść na Everest w lutym niż w maju (o czym zaświadczają statystyki), ale jeszcze trudniej w lipcu albo w sierpniu (o czym też zaświadczają statystyki). Można zatem w uproszczeniu powiedzieć, że najtrudniejsza do wchodzenia na ośmiotysięczniki (mowa o Himalajach Wysokich) jest zima w lecie (kalendarzowym), nieco dogodniejsza zima w zimie (kalendarzowej), jeszcze lepsza zima na jesieni a najdogodniejsza zima na wiosnę. Nie mylić Himalajów z Karakorum (a zwłaszcza z K2), bo to trochę inne światy.