Jest też kwestia "boja". Np. dawniej nie widywało się kasków. A przynajmniej nieczęsto. Sam nigdy nie używałem (ani w góry, ani na narty, ani na rower) - z próżności; w każdym wyglądam jak obywatel specjalnej troski. Od pewnego czasu mam i do wspinu i na narty i na rower. Ze strachu - owego "boja" - bo nie podejrzewam siebie o rozsądek. Od tego czasu kilkakrotnie się przydały (gibkość i refleks już nie ten) A tej zimy kolega drżącymi rękami pokazał swój kask narciarski pęknięty na pół - ciekawe jak by wyglądał ceberek bez tego kakakasku.
Może podobnie jest z węzłami i resztą "łańcucha"; jak już uda się przeżyć durną młodość, profeskę i na końcu rutynę to zaczyna się upierdliwie sprawdzać, wracać do "dobrych nawyków", stosować bezpieczniejsze techniki, etc.
River Deep Mountain High
[
www.emilfrey.subaru.pl]