Nad apką i wykorzystaniu telefonu w celu poszukiwania zacząłem się zastanawiać po lawinie w hotelu. Czy mając np. profesjonalny czujnik pola elektromagnetycznego dałoby radę wyszukać osoby z telefonem przy dupie (większość ma w kieszeni i może im się nie wyłączył), potem przypomniałem sobie apkę wykrywającą routery wifi i ...wpadł mi SNOG.
p.s. Ciekawe czy służby w krajach Alpejskich posługują się takimi detektorami wykrywającymi pole komórek (kilkanaście tysi Euro!)?
Teraz jest Samsung Xcover (pomyliłem z Solidem) i u kilku znajomych widziałem, iż takiego noszą w góry. Apka w telefonie jest lepsza niż nic a nawet na stronie zauważają, iż wiele osób nadajników nie posiada (zakładam, iż dotyczy krajów skandynawskich). Ciekawe ile procent nosi je w tak bogatych krajach.
W nowej wersji SNOGA już nie trzeba nic przełączać (żadnych airplane mode itp.) zatem obawy z użytkowaniem są coraz mniejsze. Naciskasz szukaj i już. Dodatkowo prawie każdy telefon posiada dobry GPS i poszukiwanie w dużym obszarze można by uprościć wprowadzając wizualną mapę poszukiwań i zapis najmocniejszego sygnału - można by zrobić automat wskazujący dokładne miejsce.
Dla narciarzy to urządzenie jest mało sensowne (bo powinni używać praktycznie cały czas) ale dla wspinaczy przebywających, krótko w strefie zagrożenia już nie będzie takie idiotyczne. Może jeszcze nie teraz ale jak się projekt rozwinie to...za dwa, trzy lata.
Pozdrawiam
Marek