Warchoł Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> ankai Napisał(a):
> --------------------------------------------------
> -----
> > Proponuję uzasadnienie poprzez aklamację.
>
> Czyli nie masz argumentow, a przynajmniej zadnego
> jeszcze nie zobaczylem.
Zgadzamy się, że kwestią jest to, ile widzisz, a nie to, czy są argumenty. Jesteśmy bliżej do aklamacji, bo i ja od razu dyskwalifikuję partnera, który uznaje, że sprawdzać nie musi (a sprawdzanie jest elementem podkreślonym na szkoleniu, czyli de facto "wiesz lepiej" i z tego względu ignorujesz procedury mające zwiększać bezpieczeństwo).
>
> > IMO
> > nikt przy zdrowych zmysłach nie ma problemu z
> > zaakceptowaniem FAKTU, że TRZEBA się
> wzajemnie
> > sprawdzać. Twoje posty odbieram jako
> dziwaczną
> > formę trollowania albo psychopatyczne starania
> > żeby było więcej wypadków.
>
> Ja wiem ze latwiej jest omiesc korespondencje
> wzrokiem i potem probowac kogos obrazac,
Dokładnie przeczytałem i zauważyłem, że nad wyraz łatwo Ci było nie odnosić się do treści, a tylko stosować personalne zaczepki. Tu kolejna.
> niz
> zrozumiec dyskutanta.
Będę trzecim w tym tylko wątku, którego nie zrozumiesz.
> Zauwaz, ze glowny moj
> sprzeciw nie budzi to, czy nalezy czy nie nalezy
> wzajemnie sie sprawdzac.
Zauważ, że jednak nie. Twoi rozmówcy używali słowa "błąd" i słowa "musisz". Błędem asekuranta było niedostateczne sprawdzenie, co powinien był zrobić. Czy "musiał"? Z nieznanych przyczyn wtrąciłeś w rozmowę karalność. Nie każdy błąd jest karany. Nie ma doskonałej odpowiedniości, która by mówiła, że za ciężki błąd zamykamy w pace, a jeśli nie zamykamy, to widać błąd niewielki albo go nie było. Wymyśliłeś i odpowiadałeś nie rozmówcom, ale swoim wymysłom.
> Moj sprzeciw budzi
> automatyczne obwinianie partnera o smierc
> wspinajacego sie.
Jeśli ktoś stwierdzi, że błąd popełniło dwóch ludzi, to nie stwierdza tym samym, że akurat asekurujący ma być tym odpowiedzialnym (tym bardziej w sensie odpowiedzialności karnej). Nie odpowiadałeś na żadne automatyczne obwinianie. Z wstępnych ustaleń - nie zawiniło mocowanie liny na ściance, asekurujący był prawidłowo przypięty. Wobec tego z dużym prawdopodobieństwem, do czego dochodzimy znajomością tematu, a nie "automatycznie", problem był w sprawdzeniu węzła. Były już przypadki, że dwie (i więcej) osoby nie poznały po złym węźle, że jest zły, czy to przez zbytnie zaufanie, czy przez bardzo podobne do odpowiedniego ułożenie liny. To nie automatyzm, ale doświadczenie, uczy, że asekurujący popełnił bardzo zbliżony błąd do wspinającego - nie skupił się dostatecznie na sprawdzeniu. Że powinien świadczyć będzie świeży grób na cmentarzu, zabawne, że potrzebujesz lepszego argumentu, gdy Twoim jedynym jest "ja nie wymagam, by mnie sprawdzali".
> Jakos nie zobaczylem odpowiedzi
> na pytanie, co w sytuacji, kiedy wspinajacy byl
> doswiadczonym wspinaczem, a asekurant byl pierwszy
> raz na sciance...
Będąc pierwszy raz przechodzi szkolenie. Uczy się na nim wiązać ósemkę, uczy się sprawdzać ósemkę partnera. Prawdopodobnie popełnił błąd.
> Nawet gdyby tak nie bylo, to blad popelnil ten co
> wiazal wezel.
Obaj. Bo błędem jest niezastosowanie się do procedur, do których mieli się zastosować, błędem - tautologia - jest zastosowanie się nieumiejętnie. Nikt nie przeczy, że ten, który wiązał, popełnił błąd. Prawdopodobnie tak było, ósemki się same nie rozplątują łatwo.
Mam prośbę. Ostrzegaj partnerów, że Twoim zdaniem nie musisz ich sprawdzać, a ewentualny ich błąd nigdy nie będzie Twoim.