Jako, że dyskusja zrobiła się merytoryczna to kilka wątków:
po pierwsze w procesie - jeden z kolegów cytuje tu różne akapity wyroku, bez zrozumienia jednakże.
Sprawa czy Agencja oferując swoje usługi i kwitując wpłatę pieczęcią firmową świadczy usługę turystyczną - jest kluczowa. Wierz mi.
To nie ja mam udowadniać, że nie dostarczono mi podstawowego i NIEZBĘDNEGO sprzętu i nie stworzono warunków umożliwiających wejście - to przedsiębiorca świadczący usługę turystyczną powinien udowodnić, iż to zrobił - a nie "można było sobie dokupić butle"
Ja oczekuję, że osoba, której było-nie było powierzyłam swoje życie wówczas - wie ile butli będzie potrzebował turysta. I zaplanuje to.
Jedziesz na rajd rowerowy, na który nie dostarczono rowerów - czy tam na spływ - waszych ulubionych tu - kajaków ;)- no ale powiedzmy - od tego nie umrzesz.
W skrajnym wypadku - lider innej wyprawy, pojawił się w Kathmandu, oczywiście skasował kasę, rozdał koszulki - po czym odprawił chłopaków praktycznie na śmierć. Mój przyjaciel stracił palce.
Dobrze, że nie życie. Brakowało bardzo mało. Niektórzy tu z nas wiedzą o kim mowa.
I o to mi chodzi.
Nie o kasę - bo nawet gdybym wygrała, to nie sądzę że zobaczyłabym chociaż pięć złotych od "Lidera"
Chciałabym jednakże by ludzie, którzy nie wiedzą jak organizować takie wyprawy - niezależnie od swoich osobistych osiągnięć - tego nie robili, robić nie mogli i by w środowisku także nikt nie uznawał, że właściwie - to po prostu są zaradni życiowo i znaleźli frajerów, którzy im płacą - więc jest ok.
Co do wartościowania mojego wejścia - mimo, że od strony tybetańskiej jest ono nieco wyżej cenione niż od nepalskiej - to zdaję sobie sprawę, że to również wejście turystyczne.
Tym niemniej - oczywiście bardzo trudne. Bajki i pierdoły o wnoszeniu itd. - to sobie piszą z reguły bęcwały, które najwyżej w życiu były na Kasprowym i to kolejką. Porzygaj sobie jeden z drugim po tym przyjeździe do bazy na 5400 samochodem - to sobie możemy wtedy pogadać.