Nie ma się co znęcać na dziewczyna, która chciała wyjść na Everest , a nie miała innej możliwości . Zdanie Astrodoga , który pisze :
"Trudności nie mają nic do rzeczy. Nie ma żadnego porównania, czy zrobię jeden najtrudniejszy przechwyt, czy 1100m ścianę, wiem że nikomu nie płaciłem za to żeby mi powiedział kiedy mam iść, kiedy stać, co zabrać a czego nie, kiedy mam zmienić butlę z tlenem którą ktoś dla mnie niósł na plecach nie dlatego że on jest spoko kolo tylko dlatego, że mu za to zapłaciłem "
jest totalnie radykalne ,właściwie w tym cytacie krytykuje całkowicie idee przewodnictwa . To błąd. Na pewno czyste wejścia we własnym zakresie są bardziej cenione ale przecież jest szereg ludzi, którzy nigdy nie będą mogli poświecić odpowiedniej ilości czasu na to, żeby samodzielnie poruszać się w górach. Dal nich sa przewodnicy i nie można odbierać im radości z wejścia gdzieś.
Dyskusja właściwie dotyczy tematu dlaczego RP prowadzący agencję turystyczną bierze 35 tys dolarów od klienta skoro nawet mu nie towarzyszy , czyli pobiera opłatę jak przewodnik, tak zresztą myślą o nim klienci, (chociaż nie ma tego w umowie) , a nie wypełnia tych usług. To jest powodem pozwu sadowego , po prostu nie uczciwa , nie precyzyjna umowa z klientem , który myśli , ze ma do czynienia z przewodnikiem, a w praktyce zostaje sam na górze. czy przewodnik IVBV może tak opiekować się klientem to chyba pytanie do tej organizacji w Polsce