Dam Ci 2 odpowiedzi, pierwsza to cytat tego co w napisał Szalony na Brytanie [
brytan.com.pl] jako polemikę do Twojego wpisu;
druga - w kolejnym poście - moja
Pozdrowienia
Sz.
P.S. Edit to wstawienie świeższej wersji z Brytana
Ad personam
Grzegorz Głazek alias GG zdecydowanie najbardziej odrażająca postać z jaką się zetknąłem podczas swojego wspinania (Moja opinia polityczna.Wspinam się od 1979), samozwańczy i skompromitowany "ekspert", kopista Andrzejowego topo po Mnichu znów raczył się wypowiedzieć przy okazji znaczącego wydarzenia wspinaczkowego w Tatrach.
Jak zwykle w swoim zawiłym, miejscami bełkotliwym stylu.Gdzieś mu dzwoni ale nie wiadomo w którym kościele.
Może w uszach-jak to bywa w przypadku "ekspertów" którym PZA poskąpiła ochrony....
Ad rem:
Konkretnie.
Coś z Głazkowych prób opiewających na "całe" VI.1(tłumaczone jako tatrzańskie VII-) by się znalazło i byłbym wielce zdziwiony gdyby zdołał wykazać niezależnie że przeszedł pełne "sześćpółtora" (VII).
Zasadnicza pozycja wspinaczkową Głazka pozostaje jednak kosówka i lornetka, ew wytrwale "szukanie dziury w całym"(np ślady magnezji na Fereńskim i Kosińskim przy okazji przejścia mojego i Ryśka Kosacza w 1982 (podobna postawą niestety nie raczył wykazać się w wiadomej sprawie-a raczej zaprezentował jej odwrotność tzn apologetykę ściemy)
<Wiem tez, jak czasem miejsca o wyraznie nizszej cyfrze staly sie dla niektorych wspinaczy bez doswiadczen tatrzanskich bardzo wymagajace. Np. VII i VI+ na slabo asekurowalnej plycie potrafi zrobic swoje z kims, kto skadinad ma niezlego "szpona" i umie z niego dobrze "zadac". Warto to poczuc.>
Zjawisko to nie występuje na drogach sportowych na Mnichu a i na "Opętaniu" które powstało ściśle wedle tego samego przepisu jak "Metallica" czy inne(już.....) klasyki.
Nie ma tam słabo asekurowalnych płyt, nie ma też kruszyzny( została usunięta) trawników(jw-jeśli były to tak jak z kruszyzną...) etc etc czyli wszystkich może nie tyle "niebezpieczeństw" ile "obiektywnych niedogodności" jakie oferuje teren skalny w górach.
Jak sama nazwa a i intencja wskazuje-drogi sportowe( na Mnichu a i Ministrancie który został awansem w ramach Porozumienia Tatrzańskiego zaliczony do "strefy sportowej") koncentrują się na trudnościach technicznych-ich maksymalizacji tak w postaci cyfry jak i ciągu(ilość solidnych, "liczących się" wyciągów)
Gdzie/w czym zatem tkwi różnica pomiędzy drogą sportowa w skałkach a na Mnichu/Ministrancie?
I. Tkwi w mierze wysiłku jaki trzeba włożyć aby taka droga powstała( oczywiście jest to tylko problem jej autorów)
O ile relatywnie trudną drogę(np VI.6) w skałkach da się zrobić w jeden dzień-o tyle w przypadku Mnicha/Ministranta jest to niemożliwe i biorąc pod uwagę skałkowe uwarunkowania-wkład pracy jest gigantyczny(kilka, czasem kilkanaście wyjść-sic!) zanim problem jest gotowy aby go atakować.
II.Z punktu widzenia powtarzających problem leży w dostępie do drogi- takowoż sumie wysiłku jaki trzeba podjąć aby się tam dostać.
Na Mnicha podchodzi się około 600 metrów w o pionie i parę kilometrów licząc optymistyczny wariant "wyładowania się" na Włosienicy.
Co to oznacza?
To samo jak w przypadku prowadzenia jakiejś VI.6 na Pochylcu która poprzedzi się rzetelną przebieżką do Pieskowej Skały i z powrotem-aby po 15 minutach restu podjąć probę RP...
Każdy(oczywiście nie Głazek bo by zasłabł) może skorzystać z takiej empirii i w mig pojmie w czym rzecz....
Podobnie warunki jakie panują w ścianie(np na początku sezonu) nie dają się prosto zweryfikować z okna samochodu gdy podjeżdzamy pod Pochylca, albo z krótkiego spaceru do "Mamuta".Czasami trzeba się wspinać korzystając z takich jakie są.
Niby nic-a jednak....
Nie są to okoliczności optymalne dla wyniku z ulubionym przez Głazka słowem "limes".
III.Trudności psychiczne na drogach sportowych(Mnich Ministrant) nie istnieją w innej skali niż podobne na drogach skałkowych. A nawet są mniejsze a to dlatego ze nie było tutaj Stefana ani Kaczmarczyka-wpinki nie są "zlośliwe" ani "w nagrodę"-ba nawet było sporo głosów ze drogi te są obite zbyt gęsto(co oczywiście nie oznacza ze da się "pałować" od spita do spita).
Dla "czystego skałkowicza" który po raz pierwszy trafia na Mnicha, nie mówiąc o Ministrancie problemem może być pewna "nieśmiałość" wynikająca z ekspozycji-która można uświadczyć na drogach forsujących często przewieszony, mocno spionowany teren.
Ale jest to problem "pierwszego razu"-na pewno nie drugiego i kolejnych .Po dwóch razach jest to tylko walor estetyczny....
Intencja która towarzyszyła powstaniu tego typu dróg w Tatrach była zresztą prosta-zaoferować skałołazom takie wspinanie aby nie "zniechęcili się do rzęchów" i być może skierowali swój rozwój wspinaczkowy na inne tory(wspinanie wielkościanowe-oczywiście nie w Polsce)
IV. Kwestia stylu.
Nie ulega wątpliwości ze docelowo wlaściwym stylem na takich drogach jest "indywidualne RP" czyli przejscie przez jednego/każdego wspinacza w zespole wszystkich wyciągów podczas jednej próby.
Styl ten często po prostu jest nieosiągalny dla autorów/czy lepiej "otwieraczy" drogi-z prostego choćby powodu-ze "maja dość łażenia ciągle w to samo miejsce w tym samym celu" i wolą realizować pasję eksploracyjną-a satysfakcja z pokonania drogi ze zmiana na prowadzeniu(co nie ujmuje jej klasyczności-a zwłaszcza gdy pojmować każdy wyciąg jako odrębną drogę skałkową-niektóre zresztą maja swoje nazwy....) jest wystarczająca.
Drogi te łamią po prostu pewien tatrzański paradygmat czy zwyczaj-zresztą ich siatka umożliwia dowolne kombinacje.
Tak czy owak-nie od rzeczy byłoby punktować osobno obok autorskiego przejścia-pierwsze przejście "indywidualne"-oczywiście nie w kontekście "klasyczności" -ale stylowej kulminacji.Tak jak wspomina się np o przejściu na żywca-które zresztą powinno kończyć proces zmagań z każdą drogą.
Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2016-07-06 13:34 przez szczepan2.