To tak do Was obu będzie.
Generalizacja jest trudna - znam dzieciaki (no powiedzmy Marheva stwierdziłby, że to już dorośli), które pokończyły owe ważne studia, mają bardzo dobrze ułożone w głowie i już w wieku lat powiedzmy dwudziestu paru - jak się to mówi "do czegoś doszły". Umieją biegle mówić w kilku językach a nie dukać itp. No ale to trzeba skończyć studia sensowne na początek - a nie iść tam gdzie wszyscy i gdzie jest łatwo, miło i przyjemnie.
Kiedyś było o tyle inaczej - że człowiek na studnia szedł w celu przedłużenia sobie beztroskiej młodości i nie myślał co będzie robił potem bo i tak wszyscy mieli gówno. Ja również skończyłam studia, że rany boskie...znaczy kompletnie niepożyteczne. Nigdy też nie przydały mi się w jakiejkolwiek robocie czy jej znalezieniu.
Natomiast ci, którzy nie nadają się jak mówisz do smażenia frytek, lub układania jogurtów w lodówce w Biedronce - no to oddzielna para kaloszy. Dużo by o tym gadać.
Mam z takimi orkę na ugorze na co dzień w robocie, więc trochę wniosków mam - nieco brutalnych czasem.
Dlaczego tak jest to ciekawe pytanie - bo to ani wychowanie, ani dziedziczenie. Jest różnie. Czasem dzieciaki sensownych zdawałoby się rodziców - to dno kompletne. Może kwestia środowiska trochę.
Jedno co wydaje mi się istotnie różni pokolenie Astrologa czy moje od owego obecnego (różnimy się pewnie tym, że ja nie mieszkałam w wielkiej płycie - ale czasy podobne)
- to fakt, że myśmy żyli w życiu realnym. Nie było FB-ków, Naszej Klasy itp. Człowiek rozmawiał a nie wysyłał SMS-y i e-maile. Miał rzeczywistych kumpli. W wieku lat 23-5 nie był wielkim dzieckiem. Teraz do 30-stki albo i dłużej - to nadal dzieciaki.