Hej,
Tzn. u mnie było to dokładnie tak, że USG od razu jak poszedłem do dr Owczarka, natomiast rezonans ok. 5 mies po zdarzeniu w formie kontroli. Wyniku USG nie mam w tym momencie, w międzyczasie się przeprowadzałem i gdzieś to schowałem. Pamiętam, że było to kilkumilimetrowe pęknięcie chrząstki trójkątnej. W międzyczasie jeszcze jedno USG kontrolne, które wykazało poprawę dlatego nie trzeba było operować. Po tym rezonansie (który szczerze mówiąc nie był bombowy i trochę mnie podłamał) poszedłem jeszcze raz na kontrolę, p. dr przetłumaczył mi na ludzki co tam jest napisane no i w końcu wróciłem do wspinania. Teraz nic nie kontroluję, ani nie sprawdzam, wychodzę z założenia, że jak działa i nie boli to nie ma co sprawdzać (a nuż się okaże, że nie powinienem się wspinać).
Nawiasem, mówiąc pokazuje to jakim skomplikowanym narzędziem jest nadgarstek jeśli uszkodzenie jednej chrząstki w wymiarze kilku milimetrów może powodować takie problemy. Nie mówiąc o tym, że się to jeszcze operuje.
Usztywniacz kupiłem na ul. Baśniowej: [
ortmed.pl]. W tym momencie nie używam go już, również nie tape'uje. Ogólnie nadgarstków nie mam zbyt mocnych, ostatnio bolały po wymykach (co ciekawe równomiernie oba). W związku z tym staram się nie wykonywać ćwiczeń, które mogą niepotrzebnie obciążyć nadgarstki. Najgorzej było odstawić usztywniacz bo daje poczucie bezpieczeństwa, ale w pewnym momencie po prostu zapomniałem, że go nie ma.
Bardzo zależało mi żeby utrzymać aktywność fizyczną (nie mówiąc o tym, że nosiło mnie strasznie bez regularnych treningów) więc "przerzuciłem się" na bieganie. Dobrze sobie wrzucić jakiś cel (w moim przypadku był to bieg na Kasprowy w październiku 2013) co jakoś motywuje człowieka do działania. Teraz już tyle nie biegam bo i normalnie się wspinam, ale jakiś zamiennik na czas kontuzji musi być.
Życzę zdrowia i podobnie niezniszczalnych TFCC (no i oczywiście dróg też odpowiednich) :)
Maciek