Witam serdecznie wszystkich, którym mój mąż Lucjan Saduś był bliski, i którzy go pamiętają. Bardzo dziękuję za wspomnienie o nim. Jeśli nie będzie to wbrew założeniom tego forum, z radością opowiem o najzabawniejszych "wyczynach" Lucjana, bowiem poczucie humoru i chęć psocenia pozostała mu do końca.
Rzeczywiście, w ostatnich latach odsunął się nieco od świata, przynajmniej tego świata, którym żył niegdyś. Wiódł życie pracowitego emeryta - nieustannie coś wiercił, murował, przybijał, skręcał i rozkręcał. Jako wytrawny ateista, zaczął nawet wycinać ze starego drewna prześliczne anioły. Zdobią ściany naszego domu, ale nie wiadomo, czy czegoś strzegą i przed czymś chronią.